Żołnierze Wyklęci – bohaterowie czy bandyci?
Dziś obchodzimy dzień upamiętniania Żołnierzy Wyklętych. To nowe w kalendarzu święto od samego początku budzi wiele skrajnych emocji. Wyklęci mają zarówno swoich apologetów jak i przeciwników. Jedni i drudzy od lat przerzucają się dokumentami, faktami, ukazującymi jasne i ciemne strony ich działalności. Kim więc byli Wyklęci i czy zasługują na pamięć?
Podstawowym problemem z pamięcią o Żołnierzach Wyklętych jest to, że skrajnie prawicowi publicyści ukuli, nic konkretnego nieznaczący, za to pięknie brzmiący termin – „Żołnierze Wyklęci”. W efekcie czego do jednej i tej samej grupy zaliczany jest Witold Pilecki i Józef Kuraś. Jest to sztuczna próba scalenia wszystkich tych, którzy po II Wojnie Światowej nie złożyli broni.
Kłopot w moralnej ocenie tych, którzy nie złożyli broni, wynika też z samego rozkazu o rozwiązaniu Armii Krajowej. W końcowej jego części czytamy:
Żołnierze Armii Krajowej!
Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. Starajcie się być przewodnikami Narodu i realizatorami niepodległego Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą. W przekonaniu, że rozkaz ten spełnicie, że zostaniecie na zawsze wierni tylko Polsce oraz by Wam ułatwić dalszą pracę – z upoważnienia Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zwalniam Was z przysięgi i rozwiązuję szeregi AK.
Zdaniem, które budzi wiele niejasności, jest - W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą. To właśnie to jedno zdanie spowodowało lawinę nieszczęść i nieporozumień, które trwają do dziś.
Po pierwsze, nie było jednej wspólnej formacji, która prowadziła walkę partyzancką z sowieckim okupantem. Były mniejsze i większe grupy partyzantów, niemających z sobą łączności, niekoordynujących swoich działań. Ich liczebność, brak zaplecza aprowizacyjnego, sprawiał, że ludzie Ci nie tylko, nie byli w stanie podejmować walki na większą skalę, ale również zmuszeni byli zdobywać broń i żywność. Zdobywać przemocą, gdyż nie dysponowali żadnym zapleczem finansowym.
Ludność cywilna miała serdecznie dość wojny, dodatkowo reforma rolna wprowadzona przez komunistów, sprawiła, że zwłaszcza chłopi masowo popierali nową władzę. Władzę, o której ideologii i zbrodniach mieli blade pojęcie, za to widzieli realną korzyść w postaci nadania im ziemi, często parcelowanej z dóbr znienawidzonego we wsi dworu.
Żadna partyzantka nie jest w stanie działać, bez poparcia ludności cywilnej. A ta pomagała bardzo niechętnie nie rozróżniając grup partyzantów od grup pospolitych bandytów, których działalność była powojenną plagą. Zresztą metody działania jednych i drugich były zbliżone.
W efekcie to co mogli realnie robić partyzanci, to dokonywać nic nieznaczących akcji typu napad na posterunek milicji obywatelskiej, złożony przeważnie z ludzi, niemających z komuną wiele wspólnego. Ofiarami partyzantów byli głównie pochodzących z lokalnej ludności chłopi, którzy poszli do milicji bo to była stała praca. Komunistyczni działacze, zajmowali wyższe stanowiska i mieli sporą obstawę.
Czy zatem taka walka miała jakikolwiek sens?
Nie. Nie miała żadnego. Pokonanie nowej władzy za którą stała cała potęga Armii Czerwonej przez uzbrojonych w pistolet, karabin, grant, trochę amunicji „chłopców z lasu” to nie była nawet walka Dawida z Goliatem. Ci ludzi byli od samego początku skazani na porażkę. Kwestią było, tylko jak długo zdołają uciekać przed komunistycznymi obławami. Komuniści mieli świadomość, że chociaż działalność „band” jest uciążliwa, to nie zagraża w żaden sposób ich władzy a wytropienie kilku, kilkunastu ludzi w lesie wymaga zaangażowania ogromnych środków i tylko to sprawiło, że partyzantka była w stanie utrzymać się tak długo.
Jakie były motywacje „wyklętych”?
O to trzeba by spytać każdego z nich, bo każdy miał inną historię i inną motywację.
Wśród nich byli zarówno zawodowi oficerowie, jak i niepiśmienni chłopi. Byli zaciekli antykomuniści, jak i tacy co o komunizmie nie mieli bladego pojęcia. Byli ludzie, którym wojna zabrała dosłownie wszystko, którzy stracili całe rodziny, domy i nie mieli, gdzie wrócić. Byli tacy, którym kilka lat wojny złamało kręgosłupy moralne i z praworządnych oficerów stali się pospolitymi bandytami. Byli tacy, którzy nie potrafili już żyć inaczej niż z bronią w ręku.
Bohaterowi czy zbrodniarze?
W naszej historiografii, gdzie ton dyskusji narzucają romantycy, przyjęło się stosować zero-jedynkowe podziały. Ludzkie życie to nie powieść Tolkiena, gdzie mamy dobrych i złych bohaterów. Ludzie są tylko ludźmi i na różnych etapach życia, mogą mieć różne twarze.
Życiorysy wyklętych były fałszowane przez komunistów, którzy przypisywali im każdą możliwą zbrodnię. Dziś są fałszowane przez historyków-romantyków a co gorsze także przez obecną władzę, która zaprzęgła do tego i tak już całkowicie skompromitowany IPN.
Trzeba wykazać maksimum złej woli, aby twierdzić, że w tak dużej grupie ludzi nie znalazło się kilku, którzy popełniliby zbrodnie.
Czy ktoś dziś ocenia negatywnie działalność Armii Krajowej? Owszem, możemy się spierać czy przyjęte przez polskie dowództwo metody walki, które powodowały odwety Niemców na ludności cywilnej, były dobre czy złe. Nikt jednak nie potępia żołnierzy AK. Są dla nas bohaterami i na takie miano zasługują. Tylko że nawet ta bohaterska formacja ma na koncie co najmniej osiem zbrodni wojennych! Czy to jednak rzutuje na całkowitą ocenę? Nie. Nie może rzutować, bo zbrodnie popełnia każda armia na każdej wojnie. Liczy się to, czy są one dziełem pojedynczych oddziałów i dowództwo wyciąga konsekwencje w stosunku to zbrodniarzy, czy zbrodnie są popełniane za przyzwoleniem bądź na rozkaz przełożonych.
Ogień, Bury, Łupaszka – to zbrodniarze, ale to są, raptem trzy powtarzam, TRZY pseudonimy. Mniejsze zbrodnie można by jeszcze dopisać innym wyklętym. Przez powojenną partyzantkę przewinęło się około stu tysięcy ludzi, a my mamy problem z tym, aby powiedzieć otwarcie: Tak, było kilku, kilkunastu zbrodniarzy!? Nie tylko nie musimy, ale wręcz nie możemy fałszować naszej historii.
Wyklęci zasługują na pamięć, bo to część naszej historii, nie zasługują na pomniki, bo nie są to ludzie, którzy dokonali wielkich czynów. Przede wszystkim zasługują jednak na prawdę. Prawdę o tym, że robili zarówno dobre, jak i złe rzeczy.
Dariusz Grochal
Autor pod pomnikiem upamiętniającym czterech Słowaków, zamordowanych przez oddział Józefa Kurasia „Ognia”. Nowa Biała. Fot. Marcin Strzyżewski