Wszystkie kolory granicy
Zielona Granica ze Złotymi Lwami, takie nagłówki pojawiają się dziś w większości mediów. Czarno-biały obraz filmu Agnieszki Holland zyskał tym samym kolejną, tym razem złotą barwę.
Nie jestem krytykiem filmowym, nie jestem nawet specjalnym fanem kina.
Wręcz przeciwnie, nie przepadam oglądać filmów na dużym ekranie. Robię to średnio raz na pięć lat i to z jakiegoś naprawdę ważnego powodu. Ostatni raz, do kina wybrałem się na zaproszenie brata, który jako statysta zagrał scenkę w filmie Czerwony Pająk.
Na premierę Zielonej Granicy czekałem jednak z niecierpliwością. Od samego początku na bieżąco śledzę wydarzenia na polsko-białoruskim pograniczu. Wydarzenie, które od września 2021 roku stały się niestety naszą codziennością. Stały się też testem dla nas wszystkich. Pozornie, nie jest to test tak trudny, z jakim w latach okupacji musieli mierzyć się nasi przodkowie. Prawdą jest, że życie na polsko-białoruskim pograniczu straciło ponad 50 osób, ale nikt do tych ludzi nie strzelał, nie mówiąc już o bardziej brutalnych metodach mordowania. Prawdą jest, że nic więcej niż zerwanie znajomości z ludźmi, których uważaliśmy za swoich przyjaciół, nie grozi nam za pomaganie uchodźcom. Nikt nie przyjdzie do naszego domu i nie zastrzeli całej naszej rodziny za to, że udzieliliśmy pomocy drugiemu człowiekowi. Nawet aktywiści, którzy nie raz zetknęli się z przemocą i bezprawiem polskich służb, wychodzą z tego cało.
Dlaczego zatem większość polskiego społeczeństwa przyjęła postawę bierną, odpychając od swojej świadomości fakt, że w polskich lasach giną ludzie? Dlaczego znalazła się grupa, która wspiera te bezprawne działania polskich władz? Dlaczego wreszcie zmiana władzy nie zmieniła podejścia do problemu migracji?
Możemy napisać opasłe tomy analiz socjologicznych, ale równie dobrze możemy napisać – bo tacy właśnie jesteśmy.
I nie tylko jako Polacy, ale po prostu jako ludzie. Krzywda innych wzrusza nas tylko wtedy, gdy nie musimy wyjść poza granicę swojego komfortu. Kiedy nie kosztuje nas to nic więcej niż wpłata kilku groszy na zrzutkę dla … , oszukujemy w ten sposób własne sumienia, wmawiając sobie, że zrobiliśmy coś dobrego i zachowaliśmy się, jak trzeba.
Jeżeli musimy w jakikolwiek sposób narazić się choćby na słowne nieprzyjemności w związku z tym, że komuś pomagamy, zachowujemy bierną postawę i niczym dzieci, zamykamy oczy, naiwnie myśląc, że to, czego nie widzimy, nie istnieje.
Na tej palecie postaw, są jeszcze dwa przeciwstawne bieguny. Postawy, użyję tu tego porównania, bo to skojarzenie samo się nasuwa. Szmalcownicy i Sprawiedliwi.
Jedni ludzie, rzucają wszystko i nie widzieć czemu ruszają na granicę nieść pomoc zupełnie obcym ludziom. Nigdy nie usłyszycie od nich odpowiedzi, dlaczego to robią. Sami tego nie wiedzą. To jest postawa, która pochodzi gdzieś z głębi serca, duszy. Coś, czego nie da się zdefiniować, pojąć. Coś, czego nie kształtuje ani nasza wiara, ani nasze poglądy polityczne. Na granicy ramię w ramię pomocy świadczą działacze Klubu Inteligencji Katolickiej i lewicowi aktywiści. Taką potrzebę odczuwa każdy człowiek, który angażuje się w różne formy wolontariatu. Sam nie wiem czemu ratuję gołębie miejskie, poświęcam na to swój wolny czas, dokładam do tego własne pieniądze. Mógłbym w tym czasie wygodnie leżeć na działce, czytać książki i palić cygara. A przecież jest to tylko i aż tylko pomoc ptakom z najbliższego otoczenia.
Nie mam w sobie tyle samozaparcia, takiego hartu ducha, odwagi, siły, aby zamknąć drzwi na klucz i jechać na granicę. Ci, którzy to robią to prawdziwa elita, prawdziwi bohaterowie, najlepsi z najlepszy, którzy w pełni zasługują na miano – Sprawiedliwych.
O Szmalcownikach napisać mogę tylko jedno parafrazując słowa Zygmunta Baumana. Najbardziej przeraża mnie nie to, że mógłbym być jednym z tych, których życie zmusiło do przedzierania się przez zieloną granicę, ale jednym z tych, co urządzają patrole obywatelskie i łapią tych ludzi, robią to z własnej woli, bez żadnych wymiernych korzyści materialnych. Niżej człowiek upaść już nie może.
Agnieszka Holland celowo zdecydowała się nakręcić swój film w czarno-białej technice, która sprawia, że łatwiej skupić się na tym, co twórca chciał nam przekazać swoim dziełem. Pozbawiając obraz koloru, tak naprawdę dajemy mu całą paletę barw. Wszystkie odcienie szarości, z których składa się nasze życie. Życie, gdzie prawie nic nie jest białe lub czarne. Tak samo, jak film Holland.
Ileż różnych postaw i losów ludzkich udało się wybitnej polskiej reżyserce zmieścić w tym dziele. Mamy tu wszystko, pełne spektrum dobra i zła. Mamy też wreszcie nawiązanie do biblijnego nawrócenia grzesznika. Tu pozwolę sobie na moment wejść w buty filmowego krytyka i przyznać, że już dawno, gra żadnego aktora nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak gra Tomasza Włosoka. Film Agnieszki Holland jest trudnym, bolesnym doświadczeniem. Brutalna prawda o nas, nawet pokazana w artystyczny sposób po prostu boli. Ten ból jest fizyczny.
Zieloną Granicę obejrzałem w małym studyjnym kinie, jako uchowało się jeszcze w mojej rodzinnej Nowej Hucie. Nie było, żadnej kontrmanifestacji. Sala na premierowym seansie była pełna. Przed wejściem do kina, widzowie prowadzili luźne wesołe rozmowy na codzienne temat. Wiele osób wyczekiwało na swoich znajomych, z którymi umówiło się na premierę. Ostatnie rozmowy a w zasadzie już szepty ustały wraz z początkiem filmu.
Koniec seansu był niezwykłym doświadczeniem. Przez dłuższą chwilę wszyscy siedzieli w milczeniu, wbici w fotele tym, co zobaczyli na ekranie. Grobową ciszę przerwały dopiero oklaski na cześć reżyserki. Później znów w absolutnej ciszy opuściliśmy kino. Nikt nie znajdował słów, aby skomentować obraz. Żaden komentarz nie byłby w tym momencie na miejscu. Milczenie było naszym komentarzem.
Nie wierzyłem, że ten obraz zmieni coś w naszym społeczeństwie. Nie zmienił. Tak jak nie zmieniła się sytuacja na pograniczu gdzie dalej giną ludzie. Może jest ciut delikatniejsza narracja w mediach głównego nurtu. W całym tym czarnobiałym obrazie dostrzegam jednak małą iskierkę nadziej. Że być może choć jeden z widzów po obejrzeniu tego arcydzieła przejdzie taką przemianę duchową, jaką przeszedł wspomniany już strażnik graniczny. Tylko takie przemiany są możliwe. Przemiany pojedynczych ludzi. To mało, bardzo mało w zasadzie nic. Tylko czy nie napisano, że większa będzie radość z jednego nawróconego grzesznika niż ze stu sprawiedliwych? Zakończę cytatem z innego również wartego obejrzenia filmu.
Ja myślę, że świat to jest jedno wielkie kurewstwo i my tego nie naprawimy, ale wiesz co, nie dołożymy do tego ręki i to już jest dużo
— Pokłosie
Dariusz Grochal