Whitechapel Road

IS drogaWhitechapel Road – kiedyś prowadziła do Rzymu. Choć znacznie częściej służyła podróżującym z Londinium będącego stolicą prowincji Britannia (znanej też pod nazwą Insula Albionum) do Colonia Claudia Victricensis.

 

Mur

Na próżno dziś jednak szukać widocznych śladów pozostawionych przez budowniczych drogi. Trzeba by wkopać się głęboko w ziemie, gdzie na pewno pozostały kamienie układane przez legionistów. Kto wie, ile skarbów kryje się pod powierzchną asfaltu? Niełatwo podczas takiej pracy uszkodzić narzędzie, zgubić monetę, czy inny drobny przedmiot. Rzeczy codziennego użytku niemające dla ówczesnych większej wartości, dziś znalazłyby swoje miejsce w muzealnych salach.
Dojrzeć wyraźny ślad pozostawiony przez pierwszych mieszkańców Londynu można już w samej nazwie miasta. Widać, jak mocne piętno odcisnęli na nim budowniczowie skoro przez wieki nazwa uległa tylko niewielkiej zmianie. Płynąca przez miasto Tamiza przyciąga licznych turystów. Dwie wielkie turystyczne atrakcje znajdują się w odległości kilkudziesięciu metrów. Wybudowany pod koniec XIX wieku Tower Brigde jest dziś jednym z głównych symboli rozpoznawczych miasta. Ze szczytu mostowej wierzy, można podziwiać Tower of London. Znacznie starszy od londyńskiego mostu Pałac i Twierdza Jej Królewskiej Mości – taką oficjalną nazwę nosi dziś ta budowla, w swojej niemal 1000-letniej historii pełnił przeróżne funkcje. Spacerującemu po okolicy turyście, który nie poświęci całej swojej uwagi tym dwóm atrakcjom, w oczy może rzucić się kawałek wysokiego na kilka metrów ceglanego muru. Muru nijak nieprzystającego do obecnego kształtu miasta. Dziennie jest on mijany przez tysiące a może i dziesiątki tysięcy osób. Większość z nich w pośpiechu zmierza do pobliskiej stacji metra. IS mur rzysmki w lon

Jedynie turyści, zaciekawieni stojącym obok muru posągiem, znajdują chwilę czasu, aby zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, kto też dumnie stoi na tym piedestale. Marcus Ulpius Traianus – znany nam lepiej jako Trajan. Drugi z pięciu dobrych cesarzy. To on dziś spogląda ze zdziwieniem na wielonarodowy i wielorasowy tłum mijający go każdego dnia, starając się wyłapać znajomą mowę. Trudno dziś usłyszeć łacinę w Londynie. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie co czuli i o czym rozmawiali budowniczowie tego muru. Dwa tysiące lat temu, potęga Rzymu rzuciła ich na tę zapomnianą przez Bogów wyspę, gdzie wśród gęstych puszcz i lasów, żyły barbarzyńskie plemiona. O czym myśleli podając sobie kolejne cegły? Czy w trudzie pracy i wypatrywaniu zagrożenia czającego się w lasach, zdołali znaleźć choć chwilę na zadumę, aby oczami wyobraźni wypatrywać, skrytych gdzieś hen za horyzontem swoich rodzinnych stron?

IS posąg trajana londyn


Opadu deszczu zmusiły mnie, by schronić się w wejściu do metra. Przed oczami miałem rzymski mur a obok mijały mnie niezliczone tłumy „kolorowych”. Tak. Może i jest to dobre określenie. Tłum faktycznie był wielobarwny. Ludzie różnili się nie tylko kolorem skóry, mową ale też sposobem ubierania. Stojąc tak w zadumie, zastanawiałem się skąd w nas „białych Europejczykach” taka ogromna niechęć do przybyszów z innego świata. Niechęć wynikająca głównie z braku wiedzy. Sam tego doświadczyłem, gdy o zgrozo, znałem tylko bajkową wersję polskiej historii, jaką bezmyślnie przez lata powiela szkoła, zatruwając tym samym umysły młodych ludzi. Mało kto później dociera do prawdziwej wersji naszych dziejów, a co dopiero do dziejów świata. Kolorowy tłum, który u pseudonarodowych patriotów, wywołuje spazm obrzydzenia, nie zdziwiłby nic a nic Trajana. Ten władca najpotężniejszego w dziejach imperium, był panem dla setek narodowości, mówiących setkami języków, oddających cześć tysiącom bogów. I choć narody te i plemiona, jak w każdej epoce, żyły w zwartej społeczności na jednym terytorium, to metropolie zawsze były enklawami, w której roiło się od „obcych” Czyste etnicznie miasta i państwa to tak naprawdę wynalazek XIX wieku. Ma to może i swoje dobre strony, bo gdy pojawiają się problemy nie da się ich łatwo zrzucić na „obcych” i urządzić pogromu. Niestety, historia pokazała, że taki stan rzeczy trudno jest utrzymać, za to bardzo łatwo go wynaturzyć.

Dzwon

Dzwon jest przedmiotem, który odszedł już do lamusa. Jeżeli gdzieś jeszcze słychać jego bicie to tylko w kościele. W czasie wielkich wydarzeń, głos dadzą te historyczne dzwony przypominające minione epoki. I choć produkcja dzwonów trwa do dziś i są one powszechnie dostępne to spełniają dziś głównie role ozdobne.
Nie wiadomo ile dzwonów wyprodukowała ludzkość w swoich dziejach. Pierwsze z nich powstawały tysiące lat temu. Najstarsze zachowane liczą sobie setki lat. Ale to nie te najstarsze znamy wszyscy. W Polsce najstarszym dzwonem nie jest bynajmniej ten najbardziej znany – Zygmunt, choć aby ujrzeć najstarszy polski dzwon nie trzeba wcale opuszczać wawelskiego wzgórza. Wystarczy udać się do Wierzy Srebrnych Dzwonów.
Jednym z najbardziej znanych dzwonów na świecie jest Dzwon Wolności.
A obwołacie wolność w ziemi wszystkim obywatelom jej – tak można przetłumaczyć słowa jakie znajdują się na tym dzwonie. Pochodzą one z III Księgi Mojżeszowej (rozdział 25, wiersz 10). Gdyby dociekliwy czytelnik chciał sprawdzić, informuję że tłumaczenie, które umieściłem w tym reportażu pochodzi z Biblii Gdańskiej. Zdecydowanie bliższej oryginałowi, niż najbardziej popularna w Polsce wersja Pisma Świętego – Biblia Tysiąclecia.
Słowa te spisane były na długo przed czasami, kiedy to rzymianie podjęli się budowy drogi przy której  kilkanaście wieków później odlany zostanie Dzwon Wolności. Bardzo mało prawdopodobne, aby którykolwiek z budowniczych Whitechapel Road znał te słowa. Znali je zapewne i rozumieli ich znaczenie ludzie odlewający dzwon w pracowni Whitechapel Bell Foundry. Tu znów pojawia się pytanie, czy znali oni historię drogi, którą dzień w dzień zmierzają do swojej pracy? Czy mieli świadomość po jak historycznym trakcie się poruszają?

IS whitechapel bell foundry

Świątynia

Stoję na drodze zbudowanej przez wyznawców starożytnych bogów, których dziś obrazoburczo nazywamy mitologią. Za plecami mam pracownię gdzie odlano dzwony na którym umieszczono cytaty z księgi równie starej, jak ta droga. Niewiele młodsza jest religia, której świątynię mam teraz przed oczami. Islam. Jedno słowo, które dziś wzbudza powszechną niechęć podszytą pamięcią o ofiarach islamskich terrorystów. Myli się jednak ten, kto twierdzi, że terroryzm zawitał na Wyspy Brytyjskie wraz z wyznawcami Allaha. Dla Brytanii jak i całej Europy, okresem który zbierał największe żniwo ofiar, były dekady lat 70 i 80 ubiegłego wieku. Dziś powoli w niepamięć odchodzą zamachy, których sprawcami była IRA. Historię tę skutecznie przesłania ta pisana na bieżąco przez muzułmańskich terrorystów, których zamachy szokują nie tylko liczbą ofiar, ale również sposobem ich przeprowadzania. Choć akurat ta droga widziała jeszcze bardziej okrutne zbrodnie. To właśnie w tej okolicy działał słynny Kuba Rozpruwacz a dwóch morderstw Jack the Ripper dokonał właśnie przy Whitechaple Road.  

IS wieża minaretu
Spacerując wielokrotnie po Whithapel Road,  mijałem przechodniów ubranych w szaty z krajów arabskich. Początkowa obawa znikała po kilkunastu zrobionych krokach. Całkowita, po jednym dniu, w którym nikt mnie nie zaczepił, mimo że to ja wyróżniałem się z tłumu swym strojem i kolorem skóry. W spokoju zjadłem smaczny posiłek w knajpce prowadzonej przez muzułmanów. Przez cały okres naszego pobytu wszyscy stołowaliśmy się w tych lokalach, których w okolicy naszego hotelu było kilkanaście. I w każdym stanowiliśmy rzucającą się w oczy mniejszość. Gdyby nie moja przeciętna znajomość mowy Szekspira, którą posługuję się znacznie gorzej niż miejscowi muzułmanie, pewnie uciąłbym sobie znacznie dłużą pogawędkę z bardzo sympatycznym właścicielem jednego z lokali, gdzie stołowałem się parokrotnie. Ostatniego dnia mojego pobytu, chciałem się z nim pożegnać i podarować mu w prezencie symboliczną jednogroszówkę na szczęście. Pech chciał, że nie zastałem go tego dnia w lokalu.

IS meczet w londynie


Na stacji metra zaczepił mnie muzułmanin, który chciał wręczyć nam Koran. Odmówiłem, tłumacząc, że nie jestem anglikiem. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałem pytanie w jakim języku umiem czytać. Jeszcze bardziej byłem zszokowany kiedy na moja odpowiedź usłyszałem z ust wyznawcy Allaha, że jeżeli poczekam 5 minut, dostanę w prezencie tłumaczenie Koranu w moim języku. Po chwili czekania, mój rozmówca wrócił z całym zestawem książek i ulotek o Islamie oraz z obiecaną wersją Koranu w języku polskim. Pierwsze, co przyszło mi w tym momencie na myśli, to to, że nigdy w Polsce, nikt nie zaproponował mi darmowej Biblii. A tu na obcej ziemi, od wyznawcy religii imigrantów otrzymuję w prezencie ich świętą księgę wydaną w moim języku. Religijny dialog, jaki próbowali ze mną prowadzić ci, którzy wręczyli mi Koran, zakończyłem grzecznie informując ich, zgodnie z prawdą, że bardzo słabo mówię po angielsku. Zresztą na temat mojego systemu wierzeń i tak nigdy nie wypowiadam się publicznie. Po lekturze Biblii, i co za tym idzie Tory, Koran jest ostatnią świętą księgą z trzech wielkich religii jaka została mi do przeczytania. Trudno dziś pojąć, że wszystkie te trzy religie wywodzą się z tego samego pnia. W każdej z nich możemy znaleźć tych samych proroków głoszących słowo Boże. Każda wzywa do miłosierdzia, wzajemnego szacunku, pomocy bliźniemu a przez stulecia, wyznawcy wszystkich przelali nie morze a ocean krwi, aby dowieść swoich racji.
Każdy dzień dopisuje kolejną kartę historii drogi wytyczonej wieki temu. Ilu jeszcze ludzi będzie ją przemierzać? Ile wydarzeń mających na niej miejsce wpisze się na stałe w kroniki a ile pozostanie szarzyzną dnia codziennego?

Wracając z Anglii, miałem mieszane uczucia. Od zawsze uwielbiałem Anglików za ich futbol i najlepsze na świecie poczucie humoru. Nie było, nie ma i nie będzie lepszych komików, niż ci z grupy Monty Pythona. Na miejscu zetknąłem się jednak z zupełnie inną kulturą. Przebywałem głównie wśród przybyszów z krajów arabskich. To, co powinno mnie przerażać i budzić niechęć, gdybym był bardziej podatny na sączącą się z pewnej stacji telewizyjnej propagandę, okazało się być czymś zupełnie innym. Widziałem ludzi codziennie pracujących w swoich sklepikach, kramach, odnoszących się do mnie przyjaźnie. Byli Oni jednak obcy kulturowo zarówno mi, jak i Anglikom. Nie ma możliwości, aby kultury się ze sobą mieszały, możliwe jest tylko to, by żyły z sobą w zgodzie, co jak okazuje się przerasta nasz gatunek od czasów gdy Herodot chwycił za pióro…

Pin It

Odwiedziło nas

DziśDziś1116
WczorajWczoraj1882
Ten TydzieńTen Tydzień5455
Ten MiesiącTen Miesiąc14200
W SUMIEW SUMIE1025038

REDAKCJA