Człowiek z rysą
Nie boję się samotności i nie czuję lęku przed tym, ze za 30 lat (jeśli moje umykające istnienie do tego czasu jeszcze nie zakończy swojego biegu) usiądę sama na werandzie przed domem z książką i lampką wina. I, że nie będę wtedy trzymać dłoni ukochanej osoby. To nie lęk sprawia, że czuję się źle. Samotność sama w sobie nie musi przygniatać. Można lubić tak po prostu przebywać samemu. Ma się wtedy czas przede wszystkim na to, żeby pomagać innym. Można też robić coś tylko dla siebie i ciągle się rozwijać. Można mieć dużo zajęć, być ciągle w biegu, stawiać sobie nowe wyzwania, nic i nikt nas wtedy nie ogranicza. Niestety też nic i nikt nas nie wypełnia. Nie dopełnia naszego człowieczeństwa.
Wszyscy rodzimy się z pewnego rodzaju pęknięciem, stąd naszym naturalnym i pierwszym pragnieniem jest to, żeby owo pęknięcie jakoś zakleić.
Wszystko więc kręci się wokół dążenia, do tego, by znaleźć osobę, której wrodzona rysa najbardziej pasuje kształtem i pochodzeniem do naszej, jakoś niweluje nasze braki i w pewien sposób zmniejsza nasze poczucie egzystencjalnej pustki. Problemem nie jest więc samotność sama w sobie. Problem jest taki, że każdy z nas chce mieć kogoś, na kogo tak po prostu może liczyć. Każdy z nas bardzo chce już nie musieć zmagać się z życiem sam, chciałby wiedzieć, że od teraz może walczyć z kimś u boku: o życie, o szczęście, o wspólny cel nadrzędny.
A jakże łatwo głosić wzniosłe tezy o tym, że w samotności najpełniej możemy odkryć piękno życia, sens istnienia i inne, bądź co bądź ważne kwestie. Pewnie, że możemy! Pewnie, że nawet, jeśli sobie sami nie wybieramy samotności to i tak możemy w niej osiągnąć w pewien nietuzinkowy sposób jakąś "doskonałość" w miłości. Jasne, to wszystko jest prawdą. Tylko, że to jest horrendalnie trudne. To można zrobić dopiero wtedy, kiedy człowiek pogodzi się z faktem, że jest sam, a co najważniejsze przestanie czekać, przestanie wierzyć, przestanie marzyć i przestanie podtrzymywać ten nikły promyczek nadziei, że może jednak coś się zmieni, że może jednak pojawi się w końcu ktoś, kto stanie się oparciem, kto dla odmiany czasami zatroszczy się o nas.
My jednak nie chcemy się z tym pogodzić, my uparcie próbujemy znaleźć sposób na wydobycie z tłumu człowieka z rysą choć odrobinę pasującą do naszej...