Ekstremalne Niepołomice
Wczoraj w Niepołomicach odbyła się kolejna edycja Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Podobnie jak w innych miastach i rejonach Polski uczestnicy wyruszyli na szlak wieczorem. W ciszy nocy, w skupieniu myśli, w ciemności zapadającego w sen świata i w milczeniu ponieśli swoje krzyże w Drodze Krzyżowej innej niż wszystkie.
W Niepołomicach po raz kolejny trasa przebiegała głównie leśnymi ścieżkami Puszczy Niepołomickiej. Dla mnie była to druga taka nocna wędrówka. Już na pierwszym etapie napotkałam na trudności. Stacja III – Pierwszy Upadek, dla mnie oznaczała ból kolan, odnawiająca się co jakiś czas kontuzja przygnała myśli: „A może zrezygnować? To bez sensu”. Dyskomfort w kolanach powiększał się. Poszłam jednak dalej w mrok, który rozświetlały jedynie światła latarek. Czułam swoje własne ograniczenia w zetknięciu z trudami pieszej wędrówki.
Moja towarzyszka szła pewnie, szybko, z zapałem, który ja traciłam z każdym krokiem. „Nie dotrę nawet do połowy trasy jak tak dalej pójdzie” – myślałam z przerażeniem. Złapała mnie kolka, musiałam przystanąć. Stacja VI – Weronika (gr. niosąca zwycięstwo). Ja niosę porażkę, coraz więcej wątpliwości, zarzucam sobie w myślach, że to był zły pomysł, ale idę dalej. Stacja VII – Drugi upadek, w czytanym przy tej stacji rozważaniu pojawia się zdanie: „Zwycięstwo, nawet w małej sprawie, może być odniesione w wielkim stylu”. Przestaję narzekać i użalać się nad sobą. Skupiam się na celu mojej wędrówki, czyli na zmierzeniu się ze samą sobą. Do tej pory szłam sama, teraz zapraszam do mojej drogi Jezusa. Idziemy już razem. Zaczynają boleć ramiona, biodra, nogi… jest coraz trudniej, ale jednocześnie jakoś inaczej. Dostrzegam sens. Nabieram duchowego tempa. Przestaję skupiać się na wszystkich zewnętrznych dolegliwościach, widzę co się dzieje w moim wnętrzu. Zaczynam rozumieć, że zewnętrzne ograniczenia są tylko wymówką, by nie zejść na poziom swojego serca, swojej duszy… by przypadkiem tam nie dostrzec mnogości różnorakich ograniczeń. Zbliża się Stacja IX – Trzeci upadek. Chwila oddechu, kolejne rozważanie: „Upadam, ale wstaję, otrzepuję kolana i idę dalej. Nieraz boli, jest trudno, ale to nie powód, żeby zrezygnować. Bohaterem się nie rodzisz, a stajesz poprzez swoje wybory – na początku drobne”. Zimno zaczyna coraz bardziej doskwierać, zmęczenie da się we znaki, ale przecież to nie powód, żeby zrezygnować, to nie powód żeby się poddać. Chcieć to móc. Trzeba się zaprzeć samego siebie i iść dalej. Już za chwilę upragniony odpoczynek – dochodzimy do stacji kolejowej. Siadamy na ławeczce, otwieramy termos z gorącą herbatą i zjadamy kanapkę. Zbyt długa przerwa za bardzo by nas wyziębiła, więc szybko ruszamy w dalszą drogę. Czuję odcisk na prawej stopie, boli mnie też lewa kostka. Przez jakiś czas idziemy wzdłuż oświetlonej drogi, nie musimy tak bardzo wytężać wzroku. Przy Stacji XI – Przybicie do krzyża – wchodzimy znowu na leśne ścieżki, szybkim krokiem dochodzimy do Stacji XII – Śmierć. Czytamy w rozważaniach „Jezu, pomóż mi, bym bardziej szukał życia, prawdziwego życia, niż bezpieczeństwa.” Ruszamy dalej i po chwili orientujemy się, że idziemy same, stajemy na skrzyżowaniu leśnych ścieżek i nie wiemy, w którą stronę iść. Szukać prawdziwego życia, a nie bezpieczeństwa? Wygląda na to, że mamy od razu się z tym zmierzyć. Do naszej wyobraźni zaczyna pukać strach. Szybko jednak dostrzegamy za sobą światło latarek, to dwójka innych wędrowców. Przerywają milczenie, by wskazać nam drogę. Dzięki nim wracamy na właściwą trasę.
Kończymy Drogę Krzyżową zmęczone, obolałe, ale szczęśliwe, że pomimo trudności, pomimo zimna i chwilowego strachu udaje nam się dotrzeć do końca. Ekstremalna Droga Krzyżowa to nie nocny spacer w świetle gwiazd i w blasku księżyca. To droga prawdziwych wyzwań. To droga zmagania się ze sobą i z własnymi ograniczeniami. To droga przyjrzenia się sobie od wewnątrz. To droga prowadząca do wewnętrznej przemiany i do prawdziwego, pięknego życia.