Monachijski czyściec
„Kopanina” napisał po pierwszej połowie wczorajszego meczu do mnie znajomy i zajął się jak mniemam „ciekawszymi” rzeczami niż oglądanie półfinałowego meczu Ligii Mistrzów. Cóż, jego strata…
Wprawdzie początek pierwszej połowy był niespokojny, urywany, ale zacięty i przetrzymanie tego czasu gwarantowało całkiem sporo emocji. Zawodnicy obu klubów próbowali zdobyć trochę przestrzeni na boisku i „ustawić mecz pod siebie”. Niefortunnie rozpoczął się mecz dla gospodarzy, gdyż już w pierwszych minutach, ze względu na kontuzję, za burtę wypadł Robben, a niedługą chwilę po nim taki sam los spotkał Boatenga. Bawarczycy stanęli przed bardzo trudnym zdaniem już na samym początku meczu. Musieli nie tylko szybko dostosować się do nowych warunków, ale również racjonalnie rozkładać swoje siły, gdyż trenerowi Bayernu została możliwość wymiany już tylko jednego gracza. Mimo to, wyglądali bardzo dobrze na tle zawodników Realu, którzy w tej szarpanej grze często się gubili. Marcelo wyglądał jakby go podmienili w szatni, Isco nie mógł rozwinąć żagla, by wypłynąć na pełne morze. Po akcji ofensywnej Realu, wspomniany już Marcelo, nie zdążył wrócić w szeregi obronne, co wykorzystał Kimmich. Do końca wydawało się, że Bawarczyk będzie dośrodkowywał piłkę z lewej strony i tak też myślał bramkarz Królewskich wychylając się w nieodpowiednią stronę, gdyż zawodnik Bayernu uderzył bezpośrednio na bramkę i mimo, że piłka otarła się o rękawicę Keylora Navasa, ostatecznie wpadła do bramki (28’). Bawarczycy mieli kilka świetnych okazji, ale nie udało się im na nowo pokonać goalkeeper’a gości. Natomiast znacznie ożywiony Marcelo w 44 minucie uderzył z dystansu na bramkę gospodarzy i trafił idealnie przy słupku. „Gol do szatni” na pewno dodał Królewskim wiary w siebie, a przysporzył kłopotów Bawarczykom.
Już od pierwszej minuty drugiej połowy na boisku pojawił się Marco Asensio, który zmienił bezproduktywnego Isco. Wszedł na boisko i dał Królewskim więcej stabilności w grze z przodu, ale wracał również do obrony. Aktywność Asensio dała się we znaki Bawarczykom kiedy, wykorzystując błąd Rafinhii dopadł do piłki, odegrał ją do Lucasa Vazqueza, a ten z dużym spokojem oddał piłkę z powrotem do Asensio, który ładnym strzałem pokonał bramkarza Bayernu. Drugi gol sprawił, że Real Madryt zaczął więcej grać piłką, częściej się przy niej utrzymywał. Ponadto defensorzy Galacticos umiejętnie „chronili” Roberta Lewandowskiego, do którego docierało coraz mniej podań, co znacznie utrudniło mu możliwość wypracowania okazji strzeleckich, których miał znacznie więcej w pierwszej połowie. Ogólny pogląd na grę gości skłania do stwierdzenia, ze druga połowa była dużo bardziej wyrazista niż pierwsza. Wyrazisty przez cały mecz był też jeden zawodnik – Cristiano Ronaldo – jego wyrazistość polegała na niewyróżnianiu się w tłumie. Jego przeciwieństwem był Frank Ribbery, który walczył jak maszyna, mimo, że nie miał już sił, co niejednokrotnie można było dostrzec, kiedy realizator skupiał na nim swoją uwagę.
Kroczek w stronę finału wykonany. Alianz Arena zdobyta. Rewanż zapowiada się ciekawie. Bayern nie ma nic do stracenia, musi zaatakować. Real musi zagrać mądrzej niż w rewanżowym spotkaniu ¼ finału Ligi Mistrzów z Juventusem. Obie drużyny to „najwyższa półka” europejskiego football’u. Świeżość Zidana contra doświadczenie Heynckesa. La Bestia Negra czy Los Galacticos? Wielkość Gwiazdy Południa czy błękitna krew Królewska? Kto osiągnie cel i zagra finał w Kijowie? Kto trafi z czyśćca do nieba?