Dlaczego odmówiłem występu w TVP
Na początku tego roku zadzwoniła do mnie redaktorka jednego z regionalnych oddziałów TVP. Początkowa radość z zaproszenia do udziału w programie, w którym rozmowa będzie o mojej debiutanckiej powieści, zamieniła się w burzę myśli – iść, czy nie iść do TVP?
Chyba każdy pisarz, zwłaszcza początkujący, marzy o jak najlepszej promocji swojej książki. Występ w programie na antenie regionalnego oddziału Telewizji Publicznej, gwarantuje rozgłos.
Pytanie tylko, czy rozgłos za wszelką cenę jest najważniejszy?
Nie podam nazwiska pani, która do mnie dzwoniła ani oddziału telewizji, w której pracuje. Rozmowa była sympatyczna. Po początkowym umówieniu się na kolejny kontakt w celu ustalenia terminu, odpowiedziałem pani grzecznie –NIE. Bez żadnych wyjaśnień i komentarzy.
Wcześniej skontaktowałem się z moim Wydawcą a odpowiedzią na moje pytanie było: „nie ma pan obowiązku” (umowa posiada zapis o aktywnym udziale w akcjach promocyjnych organizowanych przez Wydawnictwo). W międzyczasie zrobiłem też małą sondę wśród znajomych: iść, czy nie iść do TVP. Głosy były podzielone z przewagą mniej więcej 70/30%, aby iść, bo to jest program o książkach.
Tak. To prawda. Programy realizowane przez panią redaktor, dotyczą szeroko pojętej kultury, po drobnym riserczu, w którym nie znalazłem żadnych politycznych treści – trochę żałowałem swojej odmownej decyzji. Bardzo chętnie porozmawiałbym z panią redaktor o mojej książce, ale nie zrobię tego, dopóki jej programy powstają na zlecenie TVP.
Tak. Wiem, że nie każda osoba pracująca w TVP jest „pisowskim funkiem oddelegowanym na odcinek mediów”. Wiele osób z bólem serca robi swoje nie tykając polityki – bo robiło to wcześniej i chce to robić dalej – po zmianie władzy. To ich praca, z której utrzymują rodziny, spłacają kredyty i nie można im zarzucić, że hańbią swoje nazwisko występem w TVP.
Każdy z nas ma jakieś poglądy polityczne i wie, że media też mają często zabarwienie a redaktorzy nie zawsze kryją się ze swoim poglądami za obiektywizmem. Tak być nie powinno, ale jest i pewnie będzie już zawsze. Co innego jednak stosować narrację prawicową czy lewicową a co innego – kłamać, szczuć, wyzywać, obrażać, przeinaczać słowa, pojęcia, fakty – wszystko w celu służenia jedynej partii.
Jeżeli widzom nie przeszkadza to, że jeden z czołowych „pistoletów” stosuje narrację żywcem przypominającą tę, jaką w latach czterdziestych stosował – Stefan Martyka, że „ekspertem” jest człowiek – który sam przyznał się publicznie do bycia cmentarną hieną – to mogę powiedzieć, że przed taką widownią występować nie mam zamiaru.
Oczywiście widownia, która łyka propagandę, jak pelikan, zapewne nie ogląda programów o książkach – bo książek nie czyta (o ile czytać umie) – za to mózgi TVP czerpiące wzorce z najwybitniejszych politycznych propagandzistów dobrze wiedzą – że nie da się robić propagandy, która będzie tylko walić pałą po łbie – przeciwników. Wiedzą, że taki przekaz będzie nie do strawienia nawet dla najbardziej „ciemnego ludu”, że trzeba też w międzyczasie puścić jakieś brzdęku-brzdęku na bębenku. Że trzeba puścić coś, co będzie przypominało inteligentny program – a może nawet będzie ciekawym, merytorycznym, interesującym programem – nawet jeżeli nikt tego nie obejrzy.
Celem tego nie jest bynajmniej promowanie wartościowych treści a jedynie uwierzytelnienie partyjnego przekazu. Wtedy można odpowiadać na ataki – propaganda? Jaka propaganda? My przecież puszczamy filmy dokumentalne o przyrodzie, kręcimy programy o kulturze, gdzie zapraszamy wielu artystów, nie tylko tych z pierwszych stron gazet, ale także tych początkujących, czego wy od nas chcecie?
Prawdy. Tylko tyle i aż tyle. Prawdy, że w TVP jest wielu dobrych redaktorów, kręcących ciekawe wartościowe materiały, którzy wbrew własnej woli stali się kwiatkiem do kożucha, którzy swoją pracą dziennikarską nolens volens – uwierzytelniają partyjny bełkot sączący się z ust wraz z jadem czołowych publicystów.
Podkreślam jeszcze raz na koniec. Nie mam pretensji do tych, którzy dalej pracują w TVP i dalej robią dobrą robotę. Nawet jeżeli mają świadomość, tego, że uwierzytelniają tym polityczny przekaz.
Oni są w innej sytuacji. Muszą, gdzieś pracować, bo kredyty, rodzina a przecież żadna władza wieczna nie jest…
Ja mam ten przywilej, że nie muszę tam pokazywać swojej twarzy i mogę poczekać na koniec obecnej władzy i powrót do normalności.
Dariusz Grochal
fot. wikipedia (domena publiczna)