Król jest tylko jeden!

3d8

Campeones, campeones, ole, ole ole! – wybrzmiewa od wczorajszego wieczora na ulicach nie tylko Madrytu, ale i innych miast Europy, a także we wszystkich domach, w których mieszkają właściciele serc oddanych Galaktycznym z Concha Espina 1 w Madrycie. Trzynastka okazała się nie taka pechowa dla Królewskich….  Są tacy ludzie, są takie luby, które wydają się być niejako stworzone do wygrywania Ligi Mistrzów. Taki właśnie jest Real Madryt! To był dziwny finał. To był niecodzienny finał. Doświadczenie wygrało z piłkarską brawurą. Cierpliwość i wyrahowanie wygrało z brakiem pewności siebie. Proste błędy zaważyły na losie spotkania. Ktoś dobrze powiedział, że finałów się nie rozgrywa, finały się wygrywa. Ja powiem więcej, finałów nie wygrywa się nogami, finały wygrywa się głowami. Wszystko co dobrego, albo złego wydarza się w takich meczach, ma swój początek jedynie w głowach piłkarzy. Naprawdę silny jest ten, kto wytrzymuje to obciążenie, ten niesamowity stres. Zwycięzcą jest ten, kto potrafi udźwignąć ciężar takiego spotkania. Po raz trzeci z rzędu Królewscy wkroczyli na pierwsze miejsce najważniejszych rozgrywek klubowych w Europie. To nie jest żaden przypadek, że znowu się tam znaleźli.

Mecz zapowiadał się iście zjawiskowo. Zarówno po stronie graczy z Madrytu jak i zawodników z Liverpoolu wymieniać można było same znane nazwiska piłkarzy. Piłkarzy z duchem walki, z predyspozycjami, z wielkimi umiejętnościami piłkarskimi. Pierwsza połowa dla graczy Realu to była istna droga przez mękę. Liverpool był drużyną lepszą, lepiej zorganizowaną w ataku i z zawodnikami świetnie czytającymi grę w obronie. Gwiazda Realu została nieco zaćmiona i wydawać się mogło, że kolejne minuty dzieliły graczy The Reds od całkowitego zgaszenia wielkiego Realu Madryt. Jednak doświadczenie Królewskich było niejako zaporą, która mocno broniła dostępu do bramki Keylora Navasa. Obrona na czele z Sergio Ramosem stawiała czoła atakującym The Reds przez całą pierwszą połowę z wielką cierpliwością. Już po pół godzinie meczu wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Po starciu z Ramosem, ucierpiała gwiazda Liverpoolu – Salah. Po zajściu z obrońcą Realu, piłkarz The Reds wrócił jeszcze na boisko, ale po chwili zasygnalizował, że konieczna jest zmiana. Kontuzja barku uniemożliwiła mu dalszy występ w Kijowie. Kilka minut później los gracza Liverpoolu podzielił zawodnik Królewskich. Kontuzja wykluczyła Carvahaja z dalszej gry. Obrońca ze łzami w oczach opuszczał murawę. Pierwsza połowa zakończyła się remisem.

Po zmianie stron, gra stała się nieco bardziej wyrównana. Królewscy po przerwie nabrali powietrza w płuca. Już na samym początku drugiej połowy Isco oddał bardzo dobry strzał, jednak trafił w poprzeczkę. Zaraz potem w 51 minucie po dziecinnym błędzie Kariusa do bramki The Reds trafił Karim Benzema. Zawodnicy Liverpoolu szybko otrząsnęli się po straconej bramce i zdołali wyrównać po golu Mané. Kiedy minęła godzina gry, Zidane zdecydował się wpuścić na boisko Garetha Bale’a i trzeba przyznać, że to była świetna decyzja. Bale zmienił Isco i już przy pierwszym kontakcie z piłką, wpakował ją do bramki goalkeeper’a The Reds, zdobywając niecodziennego gola przepiękną przewrotką (64’). Po tej bramce Real wskoczył na swój poziom, zdobywał przestrzeń na boisku i przejął inicjatywę. Na kolejnego gola musieliśmy czekać do 83 minuty kiedy kolejny błąd popełnił bramkarz The Reds. Po mocnym strzale Bale’a, piłkę próbował zatrzymać Karius, jednak skierował ją w stronę bramki i padł gol na 3:1 dla Królewskich. Wydarcie zwycięstwa obrońcom tytułu w takim momencie wydawało się zadaniem niemożliwym i takim w istocie było. Zawodnicy Realu dowieźli zwycięstwo na metę i to oni mogą cieszyć się ze zdobycia tegorocznego pucharu Ligi Mistrzów.

Osiągnięcie Królewskich jest niesamowite i choć są osoby, którym ciężko się z tym pogodzić, trzeba to przyznać: Real Madryt jest najlepszy w Europie! Sprawdziły się słowa jednego z moich znajomych, który na początku tego sezonu powiedział, że ciężko będzie zatrzymać Real Madryt. W istocie tak właśnie było. Pomimo trudnych i wymagających przeciwników na każdym etapie rozgrywek, Real Madryt udowodnił, że te rozgrywki należą do niego. Trzeci z rzędu tryumf w Lidze Mistrzów to sukces, którego przez długie lata nie da się nikomu powtórzyć. Wczoraj Real Madryt napisał piękną historię footballu, której wszyscy byliśmy świadkami. Dziś trzeba oddać hołd Królowi: Hala Madrid y nada más!

Pin It

Odwiedziło nas

DziśDziś583
WczorajWczoraj698
Ten TydzieńTen Tydzień3071
Ten MiesiącTen Miesiąc15959
W SUMIEW SUMIE1009002

REDAKCJA