Sierpniowy obłęd
Powstanie Warszawskie było wymierzone „militarnie przeciw Niemcom, politycznie przeciw Sowietom, demonstracyjnie przeciw Anglosasom, a faktycznie przeciw Polsce”. – takimi słowami powstanie podsumował wybitny polski historyk Leon Beynar, znany lepiej jako Paweł Jasienica.
Jeszcze mocniej wybuch powstania skomentował generał Władysław Anders, który nazwał je po prostu zbrodnią.
W świetle dzisiejszych badań historycznych, dokumentów, faktów – można a nawet trzeba głośno powiedzieć – KAŻDY, kto neguje FAKT, że wybuch Powstania Warszawskiego był ZBRODNIĄ, jest GŁUPCEM albo KŁAMCĄ. Głupców można wyedukować, kłamcy mają przeważnie jakieś korzyści z głoszenia nieprawdy. Niestety, jest też trzecia kategoria, najbardziej szkodliwa, która zatruwa nasze życie polityczne od co najmniej dwustu lat – ROMANTYCY.
Wyznawcy romantycznej wersji historii Polski, często ludzie z historycznym wykształceniem i tytułami naukowymi, tworzą co rusz karkołomne konstrukcje, mające pokazać, że co prawda może i przegraliśmy militarnie ale za to odnieśliśmy „moralne zwycięstwo”.
O ile w przypadku dwóch poprzednich wielkich polskich powstań, listopadowego i styczniowego, można by stawiać jakieś argumenty za tą tezą, o tyle w przypadku Powstania Warszawskiego nie ma ANI JEDNEGO dającego się obronić argumentu za jego wybuchem. Wiedzą to nawet sami romantycy, więc stosują swoją ulubioną broń – szantaż moralny. Krytykujesz wspaniałą walkę polskiej młodzieży z niemieckim okupantem? – jesteś zdrajcą narodu. Tak mniej więcej brzmi ich koronny argument.
Cóż, wolę być nazwany zdrajcą niż „mordercą naszych dzieci”, bo tak nazwany przez mieszkańców Warszawy został Tadeusz Bór-Komorowski. A jeżeli już mam się do kogoś odwoływać, to do najwybitniejszego polskiego męża stanu XIX wieku (a być może i całych naszych dziejów) margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. Nikt tak celnie jak on nie podsumował naszej rzeczywistości a wypowiedziane przez niego słowa prawdy brzmią, niczym ciążąca nad nami klątwa – Dla Polaków można coś czasem zrobić, z Polakami nigdy.
Liczba mitów, kłamstw, przemilczeń, nadinterpretacji jakie narosły i dalej narastają (co ciekawe im dalej od powstania, tym więcej na temat jego powiedzenia mają ci, którzy urodzili się dwadzieścia, czterdzieści czy sześćdziesiąt lat po powstaniu). – jest tak duża, że nawet licząca 500 stron znakomita książka Piotra Zychowicza – Obłęd 44, tylko sygnalizuje gdzie te mity są. Jeszcze dalej poszli wydawcy, fantastycznej serii książek o najnowszej historii Polski – Historia bez IPN, którzy na temat Powstania Warszawskiego wydali już V tomów – Zakłamanej historii Powstania.
Powstanie dla ludzi parających się publicystyką historyczną jest o tyle wdzięcznym tematem, że co roku można pisać i pisać na temat jego mitów.
Pierwszy sierpnia niech więc stanie się okazją do corocznej serii felietonów w której będę te mity prostował. Będę dlatego, że o tym TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ bo jak wiemy TYLKO PRAWDA JEST CIEKAWA.
W tym roku wezmę na tapetę mit, którym jest mi szczególnie bliski, bo był dominującym w czasach mojej edukacji a dziś zdaje się być kompletnie zapomniany – MIT: ZDRADY ROSJAN.
Pamiętam dobrze z lat 90., kiedy to mnie uczono o Powstaniu Warszawskim, że cała ówczesna narracja sprowadzała się głównie do kwestii „zdrady Ruskich”. Mit ten, powstały jeszcze w czasach PRL-u, dominował w do końca minionego stulecia. I w zasadzie można powiedzieć, że większość Polaków właśnie tylko to wiedziała o powstaniu. Skromne uroczystości upamiętniające powstańców, były znacznie bardziej godne i w niczym nie przypominały obecnej fanfaronady a w mediach 1 sierpnia dyżurnym tematem były uliczne sondy, pokazujące, że Polacy z niczym nie kojarzą daty 1 sierpnia 1944 roku a Powstanie Warszawskie myli im się z Powstaniem w Getcie. Z perspektywy czasu, można powiedzieć, że dla powstańców ten stan był lepszy. Żaden szemrany biznesowy bankrut nie wydzierał mordy, wrzeszcząc do głośników Cześć i Chwała Bohaterom i nie zagłuszał przemówienia 90-letniej weterance walki z Niemcami.
Niestety zamiast prostować mity, tworzymy nowe. Tak jakby romantykom wydawało się, że nowy mit lepiej zastąpi stary, bo ten o „zdradzie” sowietów się całkiem zdyskredytował.
Czy Sowiecie zdradzili nas w sierpniu 1944 roku?
Nie. Stalin, choćby nie wiem jak chciał, nie mógł zdradzić Polaków, bo zdradzić można swojego sojusznika. Związek Radziecki nie tylko nie był formalnym sojusznikiem Polski, ale nie utrzymywał nawet stosunków dyplomatycznych z rządem polskim w Londynie. Mało tego, Sowieci pod koniec lipca powołali własny „rząd Polski” złożony z komunistów. Wyprawa premiera Mikołajczyka do Moskwy, która zbiegła się z wybuchem powstania, miała doprowadzić do jakiegoś konsensusu pomiędzy Aliantami i ich sojusznikiem Stalinem. Niech ci Polacy się jakoś dogadają, bo nie może być tak, że wy uznajecie jeden rząd a my drugi. Takie było rozumowanie wielkiej trójki. Sprawa Polski miała dla nich drugorzędne znaczenia. Alianci byli już dogadani ze Stalinem, że Polska będzie w jego strefie wpływów i tylko starali się zachowywać pozory. Stalin nawet o to nie dbał. Już pierwsze dni Akcji Burza pokazały jaki jest stosunek Armii Czerwonej do ujawniających się oddziałów Armii Krajowej. Szeregowi mogą walczyć z Niemcami, ale pod naszymi rozkazami. Oficerom kula w łeb lub w najlepszym wypadku wywózka do białych niedźwiedzi. O tym, że Sowieci rozbrajają odziały AK, Londyn wiedział bardzo dobrze na długo przed wybuchem powstania.
Co trzeba było mieć w głowie, aby wywołać powstanie skierowane politycznie przeciwko sowietom, jednocześnie liczyć na ich pomoc a później oskarżać ich o brak wsparcia?
W kwestii rzekomej pomocy sowietów (a w zasadzie jej braku) też narosło sporo mitów. To, że jednostki Armii Czerwonej stały po drugiej stronie Wisły nie oznaczał, że są w stanie udzielić pomocy walczącej Warszawie. I jak na złość polskim romantykom, fakty są takie, że Sowieci choćby bardzo chcieli to nic nie mogli zrobić. Ich oddziały były przetrzebione, potrzebowały czasu na uzupełnienie składu osobowego, zapasów, broni, amunicji. Sowieci bardziej obawiali się ewentualnej kontrofensywy Niemców niż myśleli o przekraczaniu Wisły. Oni nie byli w stanie tego zrobić. Całkowicie pomijanym faktem jest to, że Stalin zlecił swoim dowódcom opracować plan przekroczenia Wisły na początku sierpnia – czy faktycznie myślał o wejściu do gry, nie wiemy – wiemy, że raport z frontu był jednoznaczny – zadanie niewykonalne.
Mimo to próbę przekroczenia Wisły i udzielenia pomocy powstańcom podjął Zygmunt Berling, dowódca utworzonej przez sowietów 1 Armii Wojska Polskiego. Nie mając odpowiednie wsparcia od Armii Czerwonej, przeprawa nie odegrała żadnej istotnej roli w przebiegu powstania.
I na koniec jeszcze mała perełka. Romantycy dostają białej gorączki, gdy ktoś napisze choć jedno dobre zdanie na temat Armii Ludowej. A wiecie, że żołnierze AL wzięli udział w Powstaniu Warszawskim? Tak i mało tego jednostki AL, podporządkowały się lokalnym dowódcom AK i polscy komuniści ramię w ramię z powstańcami na barykadach.
Żadnej zdrady sowietów nie było bo być nie mogło, tak samo jak nie było pomocy, której również nie mogli udzielić.
Oczywiście nie mam, żadnej pretensji do młodych warszawiaków, że wzięli udział w Powstaniu. Przeciwnie, podziwiam ich za ten czyn. Niestety młodzieżowa brawura nie mogła sprawić, że butelka z benzyną okaże się lepszą bronią niż czołg. Rozumiem w pełni młodych ludzi, dorastających w latach okupacji, że chcą „skopać tyłki Szwabom” i nie specjalnie analizują czy grant, ViS i 5 sztuk amunicji wystarczy, aby zlikwidować stanowisko karabinu maszynowego. Rozumiem, że nie zajmuje ich kwestia geopolityki. Nikt nie ma prawa pisać i mówić, źle o tej młodzieży tak samo jak nikt nie ma prawa oddawać czci dowódcom, którzy tą młodzież posłali na pewną śmierć.
Pierwszego sierpnia wieczorem zapalmy symboliczny znicz, aby upamiętnić 200 tysięcy warszawiaków, którzy ginęli pod gruzami własnych domów, umierali z głodu, pragnienia, konali w męczarniach od odniesionych ran. Ludzi, którzy często popadali w apatię do tego stopnia, że nie chowali swoich bliskich, lub piekło w jakim się znaleźli, odbierało im człowieczeństwo i przeradzali się w bestie kradnące innym towarzyszom cierpień ostatnie kęsy chleba. Upamiętnijmy pół miliona ludzi, którzy stracili dorobek całego życia i skazani zostali na tułaczkę. Zapłaczmy też nad utratą bezcennych dział naszej kultury, archiwów, które spłonęły w podpalanej przez Niemców Warszawie. I na koniec pomódlmy się za dusze ludzi, którzy ten bunt wzniecili – Niech Bóg wybaczy im tą zbrodnię.
Zdjęcia skazanych na tułaczkę cywili, łatwiej dziś znaleźć w niemieckich materiałach propagandowych niż w współczesnych publikacjach
Dariusz Grochal
wykorzystane w materiale zdjęcia pochodzą z niemieckiej gazetki dywersyjnej - Tragedia Warszawa (domena publiczna)