Czas na zmiany
Senat Rzeczypospolitej Polskiej, 3 października organizuje II Kongres Praw Zwierząt. Przewodnim tematem będzie podsumowanie 25 lat obowiązywania w Polsce ustawy o ochronie zwierząt.
W grafice informującej o wydarzeniu znajduje się też pytanie: Czas na zmiany?
Odpowiedź brzmi – tak. Dobrze, że taka ustawa jest, gorzej, że zawiera wiele luk i nie gwarantuje ochrony zwierząt, o czym świadczą niemal codzienne doniesienia medialne.
Prawa zwierząt to nie wymysł lewackich ekooszołomów. Prawa zwierząt to podstawa naszej cywilizacji. I to każdej cywilizacji stworzonej przez człowieka. Wezwania do szacunku wobec naszych „braci mniejszych” znajdują się zarówno w Biblii, jak i w Koranie. O dobrostan zwierząt apelował też w swoich naukach Budda.
Biblijny opis raju to opis krainy, w której dzikie i drapieżne zwierzęta żyją w zgodzie z ludźmi. Koran przytacza opowieść o człowieku, który napoił spragnionego psa, za co Allach odpuścił mu jego grzechy. Wśród świeckich filozofów, etyków szacunek do zwierząt, jest nazywany miarą człowieczeństwa.
Choć w żadnej religii nie znajdziemy jednoznacznego wezwania do wegetarianizmu (takie znajduje się w Księdze Rodzaju, przeczy temu jednak inny biblijny cytat), wiele osób przechodzi na dietę wegetariańską, wegańską czy stara się ograniczyć spożycie mięsa w codziennym menu.
Dziś nauka jednoznacznie stwierdza, że dobrze zbilansowana dieta wegetariańska, zapewnia człowiekowi niemal wszystkie niezbędne do życia składniki. Niemal, bo jedynym wyjątkiem jest witamina B12 – którą osoby niejedzące mięsa powinny suplementować.
Samo jedzenie mięsa, zwłaszcza jego masowa konsumpcja – to okres ostatnich kilkudziesięciu lat. Przez resztę historii ludzkość żywiła się głównie produktami roślinnymi a mięso, stanowiło pożywienie jedynie najzamożniejszych. Jeszcze przed II Wojną Światową, większość polskiego społeczeństwa, na spożywanie mięsa, mogła pozwolić sobie tylko przy okazji świąt. Dietę uzupełniano najczęściej najtańszą i najlepiej nadającą się do przechowywania słoniną, okazjonalnie złowionymi rybami czy upolowanym ptactwem.
Rozwój techniki sprawił, że proces hodowli zwierząt, zamienił się w przemysł, w którym zwierzęta zostały sprowadzone do roli bezuczuciowych istot – które należy nafaszerować odpowiednio dobraną paszą, aby jak najszybciej i jak najefektywniej zwiększyć przyrost masy mięśniowej. Nie ma to nic wspólnego z tradycyjnym rolnictwem, takim, jakim większość ludzkości parała się przez wieki. Zwierzęta gospodarcze, były przez prostych niepiśmiennych chłopów, szanowane. Dbano o nie, choć w większości przypadków w końcowym efekcie i tak trafiały na talerze. Mimo wszystko istniała między ludźmi a zwierzętami więź, jakiej nie znajdziemy w współczesnym rolnictwie.
Wspaniale opisał to Reymont. Chłopi – jego noblowskie dzieło - zawiera całą masę opisów szacunku człowieka do zwierząt. Rozpacz Boryny po zatruciu krowy i wypowiedziana kwestia, że trzeba dobić, aby się nie męczyła. Na dalszych kartach książki znajdziemy wypowiedzi, przygłupiego Bartosza, który tłumacząc się przed sądem z skradzenia i zjedzenia świni – w trakcie swojej obrony mówi, że przecież głodem nie mógł jej morzyć bo to stworzenie Boże. Oczywiście nie mogło zabraknąć sceny opisującej dzielenie się w wigilijny wieczór opłatkiem ze zwierzętami w stajni. Pięknego zwyczaju dziś już chyba całkiem niepraktykowanego. Wreszcie mieszkający kątem u Borynów Witek ratuje chorego bociana ze złamanym skrzydłem. Żadna z Reymotowskich postaci, nigdzie nie wzywa do wegetarianizmu, ale śmiem twierdzić, że gdyby ci chłopi zobaczyli, jak dziś traktuje się krowy czy świnie w przemysłowej hodowli, ruszyliby całą gromadą tak samo jak ruszyli w obronie lasu i rozpędzili współczesnych pseudo rolników na cztery strony świata.
Hodowle przemysłowe to milionowe biznesy, które mocno dbają o to, aby nikt nie naruszył ich dochodów. Z jednej strony jest to zrozumiałe, każdy broni swojego źródła utrzymania z drugiej większość społeczeństwa nie ma pojęcia o warunkach, w jakich swoje życie spędzają te czujące ból fizyczny i psychiczny istoty, które później poporcjowane na kawałki mięsa lądują na talerzach.
Rozwój techniki i chęć zysku za wszelką cenę, doprowadziły do tego, że pierwszy raz w historii mamy nadprodukcję mięsa. Dawniej przeciętny człowiek mógł jedynie marzyć o jego codziennym spożywaniu, dziś każdego dnia możemy znaleźć zepsute, niezjedzone mięso na naszych śmietnikach.
Ochrona zwierząt, to nie tylko ochrona tych hodowanych w celach konsumpcji, ale również ochrona zwierząt towarzyszących i dzikich. I tu niestety – państwo polskie umyło ręce.
Dając jakieś tam przepisy prawa, nie stworzyło ŻADNEJ instytucji, egzekwującej to prawo i nie zapewniło odpowiednich środków finansowych na leczenie i opiekę nad zwierzętami.
Niemal cały ciężar ratowania zwierząt spoczywa na barkach organizacji pozarządowych, finansowanych głównie ze środków ludzi dobrej woli. Organizacji jest za mało, jeszcze mniej jest w nich etatowych pracowników, wiele z nich swoją działalność opiera tylko na wolontariacie z trudem zbierając środki na leczenie zwierząt a jeszcze środowisko antyzwierzęce, skupione głównie przy branży hodowlanej, sypie im piach w szprych.
Ataki na organizacje pro zwierzęce to swoisty fenomen. Internetowi hejterzy z perwersyjną lubością wyszukują wszystkie możliwe, kontrowersyjne sytuacje i rozdmuchują je do granic absurdu. Na ironię zakrawa fakt, używania przez nich pojęcia „pet biznes” mającego sugerować, że w organizacjach tych robi się świetnie interesy poprzez zbiórki na ratowanie zwierząt.
Oczywiście w środowisku prozwierzęcym zdarzają się przypadki patologii. To normalne, bo czarne owce trafiają się wszędzie. Sztandarowym przykładem – prawdziwego pet biznesu – było schronisko prowadzone w Radysach. Istna mordownia zwierząt. Co ciekawe nic złego w tym nie widziała Inspekcja Weterynaryjna. Hejterzy są mocno wspierani przez hodowców, którzy tworzą własne media. Media lubujące się w rozdmuchiwaniu rzekomych afer i nagłaśnianiu działań ekstremistów, którzy swoim zachowaniem bardziej szkodzą idei pomocy zwierzętom.
Przoduje w tym profil Czarna Lista Organizacji Prozwierzych – portal, który ostatnio przeszedł sam siebie, grając na emocjach, próbując wmówić swoim obserwatorom, że dokonano kradzieży psa starszej kobiecie. Dopiero wczytując się w treść sprawy, dowiemy się, że pies został potrącony przez ciągnik, że to nie ta pani była z nim u weterynarza, że powiadomiona organizacja oferowała opiekę i pokrycie kosztów leczenia, na co właścicielka nie wyraziła zgody. A zgodnego z prawem odebrania psa, dokonała… organizacja powiadomiona przez wnuczkę tej pani. Sam odbiór też miał dramatyczny przebieg bo konieczna była asysta Policji. Ale, to wszystko dla tych ludzi nie ma znaczenia, lepiej pokazać łzy starszej pani…
Co ciekawe, hejterzy takie treści pokazują bardzo chętnie, ale boją się pokazać swojej twarzy i podpisać się pod tym co publikują.
Zostawmy jednak antyzwierzęcą patologię a skupmy się na tym co naprawdę jest ważne – czyli Ustawie o Ochronie Zwierząt.
W zasadzie powinno się ją napisać na nowo a państwo polskie powinno się wreszcie zdecydować, czy dba o zwierzęta i tworzy policję dla zwierząt, sieć ośrodków leczenia i rehabilitacji, czy zostawia ten temat organizacją poza rządowym – wzmacniając ich statut. Jeżeli wybieramy drugi wariant, co byłoby znacznie lepszym rozwianiem, bo działającym od lat, konieczne jest wprowadzenie zmiany przepisów.
Po pierwsze trzeba stworzyć system licencji (wydawanych przez Policję) dla przedstawicieli organizacji. Szkolenie z przepisów prawa, podstaw wiedzy z zakresu medycyny zwierzęcej. I tylko takie osoby upoważnić do interwencyjnego odbioru zwierząt. To ograniczy i tak bardzo rzadkie przypadki, niesłusznego odbioru – bo odpowiedzialność prawna za odbiór spada na konkretną osobę.
Obecnie prawo do odbioru zwierząt mają:
W przypadkach niecierpiących zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu, policjant, strażnik gminny lub upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, odbiera mu zwierzę, zawiadamiając o tym niezwłocznie wójta (burmistrza, prezydenta miasta), celem podjęcia decyzji w przedmiocie odebrania zwierzęcia. (art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt)
I tu mała ciekawostka. Wiecie państwo, że środowisko antyzwierzęce, twierdzi, że takiego odbioru nie można dokonać na… prywatnej posesji? Czyli ich zdaniem, można np. katować psa, ale nikt nie może go odebrać jak robi się to na własnej działce. Tak! Ci ludzie naprawdę głoszą taki absurd prawny, choć nic takiego nie jest w treści artykułu napisane. Nie jest napisane, też, że można odebrać z prywatnej posesji… a skoro nie jest napisane… Naprawdę autorom ustawy chyba nawet się nie śniło, że trzeba precyzować tak oczywiste rzeczy i że kiedyś brak tego zapisu będą wykorzystywać środowiska antyzwierzęce.
Tematów które muszą zostać poddane dyskusji a przepisy zmienione jest sporo:
- podwyższenie kar za morderstwo zwierząt;
- wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futra, czego domaga się większość społeczeństwa;
- zmiany w prawie myśliwskim, obecnie nie ma praktycznie miesiąca, gdybyśmy nie słyszeli o śmiertelnym wypadku z użyciem broni podczas polowań.
W obecnej sytuacji politycznej, gdy niewiele mogący Senat, będący ostatnim bastionem władzy niezawłaszczonej przez polityków „dobrej zmiany” – niewiele można będzie zrobić. Choć uczciwie trzeba przyznać, że nawet PiS – chciał wprowadzenia bardzo dobrej „piątki dla zwierząt”, przegrał z antyzwierzęcym lobby. Przy okazji „piątki” opadły też maski i okazało, się, że to nie politycy PiS-u… ale Konfederacji są najbardziej antyzwierzęcym politycznym tworem.
Liczę, że panel dyskusyjny będzie ciekawy. Wskazuje na to lista prelegentów. Niestety, będzie to tylko ciekawa dyskusja.
Dariusz Grochal