W obronie gołębi
Latające szczury, roznoszące choroby i srające na parapetach – takie epitety można najczęściej usłyszeć w kierunku najpopularniejszych w naszej awifaunie ptaków.
Pół biedy jeśli niechęć ludzi do gołębi kończy się tylko na wyzwiskach czy montażu siatki na balkonie. Gorzej, że są wśród nas tak zwyrodniałe istoty, którym życie tych ptaków, przeszkadza do tego stopnia, że potrafią rozsypywać trutkę.
Niczemu nie winne gołębie stały się ofiarami ludzkiej głupoty i chamstwa. Trudno znaleźć kogoś, komu przeszkadzałaby np. sikorka, równie popularna na naszych osiedlach co gołąb. Ptaki generalnie są ok – tylko te cholerne gołębie…
Nie. Wszystkie ptaki są ok, a zwłaszcza gołębie. Dlaczego?
Każdy z nas kierując się różnymi kryteriami może mieć swoje ulubione ptaki, ale mało który człowiek jest w stanie zaprzyjaźnić się z innym ptakiem niż gołąb. Pomijam tu rzecz jasna hodowlane gatunki ptaków trzymane w klatkach. Dzikie ptaki przeważnie nie wchodzą w interakcję z ludźmi. Systematycznie dokarmiane, potrafią korzystać z naszej uprzejmości i brać podawaną im karmę z naszych rąk. Czasami zdarza, się, że człowiek, który uratuje dzikiego ptaka, wyleczy lub odchowa osierocone pisklę – dostaje w zamian dozgonną wdzięczność, zyskując skrzydlatego przyjaciela.
Gołębie są jednak inne.
Po pierwsze te ptaki od zarania dziejów były hodowane przez ludzi. Pewnie stąd u nich, nawet wśród dziko żyjących, tkwi zapisana w genach nić sympatii do człowieka.
Nasze balkony i parapety nie są jednak odwiedzane z tego powodu. Gołąb miejski to potomek gołębia skalnego. Który parapety czy balkony traktuje jak wypustki skalne, idealne miejsca do zamieszkania, założenia gniazda.
Antygołębiowa propaganda, wskazująca szereg chorób, jakimi człowiek może zarazić się od gołębia sprawia, że część ludzi podchodzi do tych ptaków z obawą. Tak, jakby chorobami nie można się było zarazić od innych ptaków. Zresztą w obecnej rzeczywistości groźniejszy dla człowieka jest „foliarz” przemieszczający się bez maseczki, niż jakiekolwiek inne dzikie zwierzę.
Gołębie załatwiają swoje potrzeby na parapetach. Tak. To prawda. W jednej z internetowych dyskusji o tych ptakach, trafiłem na wypowiedź pewniej młodej kobiety (cytuję z pamięci) – „moja (kilkuletnia) córka na takie argumenty odpowiada – kto i je i ma pupę, musi robić kupę. Nic dodać, nic ująć. Kilkuletnie dziecko lepiej rozumie świat niż dorośli ludzie.
Kocham wszystkie zwierzęta, ale jeszcze dwa lata temu podchodziłem do gołębi obojętnie. Ich masowość sprawiała, że były dla mnie czymś normalnym nie wzbudzającym większego zainteresowania. Owszem cieszyłem się, gdy korzystały z wody, którą dawałem zwierzętom w parku, ratowałem te chore, które znalazłem na swojej drodze. Tu ważna uwaga, gołąb miejski jest w Polsce pod ochroną prawną. Pamiętajcie o tym, gdy widzicie jak ktoś robi im krzywdę i nie bójcie się dzwonić po pomoc. Chorego gołębia przyjmie najbliższy ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt, czy schronisko a pomocy zobowiązane są udzielić wszystkie służby.
I pewnie nie zakochałbym się do końca w tych ptakach, gdyby nie Marmurek.
Gołąbek, któremu chciałem pomóc, bo zaplątał sobie sznurek na nodze. Marmurka złapać mi się nie udało – pomimo zakupienia podbieraka do ryb. Za to moje niezgrabne próby i bieganie za nim pod blokiem, tak mu się spodobały – traktował je jak dobrą zabawę za którą dostaje się jeszcze ziarna słonecznika – że w pewnym momencie znalazł moje okno i zaczął mnie odwiedzać.
Jestem z natury spokojnym człowiekiem, który ma bardzo duży dystans do siebie, ale jest jedna jedyna rzeczy, która potrafi wywołać u mnie niekontrolowaną agresję – widok krzywdzonego przez człowieka zwierzęcia. Aby nie napytać sobie biedy i nie zrobić krzywdy sąsiadom – zrobiłem Marmurkowi, stołówkę na parapecie wewnątrz okna. I o dziwo, Marmurek, zaczął z niej korzystać.
Dziś każdy dzień od rana wypatruję mojego skrzydlatego przyjaciela, który przylatuje w towarzystwie partnera. Marmurek spokojnie je śniadanko – potem w bardzo efektowny sposób, jakby chciał podziękować za przysmaki, rozciąga się i prostuje skrzydła, wychodzi na parapet i odlatuje do swoich spraw. Czasem w ciągu dnia wpadanie jeszcze w odwiedziny na parapet. Lubi też wykorzystywać słoneczne dni. Wtedy usadawia się w koncie parapetu i wygrzewa piórka.
Jeżeli osrany parapet – wbrew pozorom wcale nie tak bardzo jakby ktoś sądził, jest jedyną ceną, za przyjaźń to, niech trwa ona jak najdłużej. Widok Marmurka drepczącego w oczekiwaniu na otwarcie okna, jego miny, uśmiech, pozowanie do zdjęć, sympatyczne gruchanie – to coś pięknego. Piękna przyjaźń z dzikim zwierzęciem, które ma swoje gołębie sprawy a mnie odwiedzi w myśl zasady, że każdy gość powinien podjęty zostać poczęstunkiem.
Zresztą, czy to taki problem przetrzeć parapet papierowym ręcznikiem?
Dariusz Grochal
--------------------------------
Dariusz Grochal – fotoreporter, dziennikarz, publicysta.
W swoich tekstach porusza głównie, tematy związanie z historią i ochroną praw zwierząt. Badacz dziejów Nowej Huty. Autor powieści „Trzecia Strona Medalu”