Mogiła Wandy i porachunki archeologów

Screenshot 2021 02 16 NowohucianieW 1917 roku Marian Wawrzeniecki – nakładem własnym – wydał broszurkę o złożonym tytule: ”Porachunki z powodu odkryć archeologicznych przy Mogile Wandy we wsi Mogiła pod Krakowem”.
Lektura tych kilkunastu stron dostarcza sporej dawki humoru, obnażając stosunki panujące w świecie archeologów w początku XX wieku.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Marian Wawrzeniecki – to niezwykle barwna postać, zasługująca na osobny artykuł. Tu jednak skupmy się na tym konkretnym elemencie jego dorobku.

Dnia 29 sierpnia 1908 roku o godzinie 8.40 rano jechaliśmy do Mogiły, celem zbadania <kurhanu> Wandy. (wszystkie cytaty z książki w oryginalnej pisowni)
Wyprawa w składzie:
Włodzimierz Demetrykiewicz – profesor archeologii przedhistorycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego
Mieczysław Demetrykiewicz – urzędnik, brat profesora
Marian Wawrzeniecki  - autor publikacji

Wawrzeniecki z niezwykłą precyzją opisuje swój pobyt w Mogile.
Dzień był wilgotny, deszcz wisiał w powietrzu. O 9.18 rano stanęliśmy w Mogile udali się na <kurhan> Wandy  
Autorowi, jak podaje, wystarczył rzut okiem, aby znaleźć miejsce w którym zaczął wydobywać artefakty.
Gdy znalazłem się na wierzchniej platformie, natychmiast zauważyłem, iż zbocze drogi wojskowej, idącej od strony Krakowa, zdradza ślady t.zw. kulturalnej warstwy archeologicznej, i natychmiast po zejściu z kurhanu, udałem się w stronę tych plam, z których począłem wydobywać skorupy ceramiki przedhistorycznej.
Wawrzeniecki nie omieszkał dodać, że jego zdolności poszukiwawcze wprawiły w zachwyt i zdumienie profesora Demetrykiewicza.
To pan masz szczęście i oko, tylu tu przecież było archeologów (Kirkor, Ossowski, J.Łepkowski), a nikt
c z e g o ś  p o d o b n e g o nie znalazł.
Następnie cała trójka udała się na pobliskie pole, gdzie również znaleziono skorupy – które Wawrzeniecki nazwał: … <mówiące> t.j. takie, które już zdradzają epokę swego powstania.
Wyprawa jak podaje narrator zakończył się jego mową w której stwierdził iż: „bez względu, czy w nasypie Wandy, może być szkielet jeden lub kilka, uważam nasyp ten za t. zw. <hausberg>  , zaś pola wokoło, osobliwie zaś te, które rozciągają się między nasypem a rzeką Dłubnią, t. j. od strony zachodu, za miejsce osady przedhistorycznej.

 

Na tym kończy się historia z roku 1908. Swoją kontynuację ma ona trzy lata później a dokładnie 14 sierpnia 1911 roku, kiedy to Wawrzeniecki wraz z profesorem Demetrykiewiczem ponownie udają się na kopiec Wandy, tym razem zaglądając dodatkowo do Klasztoru Cystersów.
Wawrzeniecki tą wyprawę opisał w następujący sposób:
1911 r. 14 sierpnia udałem się do Mogiły, pod Krakowem, wraz z profesorem Włodzimierzem Demetrykiewiczem, celem obejrzenia dokonanych robót, mających umocnić nasyp kurhanu.
Autor znów nie omieszkał wspomnieć o znalezisku jakiego dokonał a także opisać panującą tego dnia aurę: … dzień był niezwykle upalny; schodząc z nasypu udałem się do wyżej opisanego zbocza drogi wojskowej i znowu znalazłem skorupę <mówiącą> z ornamentem <palcowym>.
Następnie obaj panowie udali się do klasztoru Cystersów. I tu po raz pierwszy w broszurce pojawia się osobisty przytyk w stronę profesora Demetrykiewicza.
Po drodze miałem ciężką przeprawę z przeprowadzeniem profesora przez kładkę nad dość bystrym strumieniem. Musiałem sam iść tyłem, trzymając profesora w objęciach, i tak krok za krokiem dosięgnęliśmy przeciwnego brzegu.

W Klasztorze panowie zostali przyjęci przez ks. Kowalskiego, któremu zaprezentowana została znaleziona skorupa. I tu znów autor zwraca uwagę na zachowanie swojego towarzysza Widzisz pan, jakie to my mamy oko – miał powiedzieć gospodarzowi profesor Demetrykieiwicz. To sformułowanie wyraźnie ubodło Wawrzenieckiego, który skomentował je słowami Wyznaję, że to m y, to zupełne wyeliminowanie mej osoby, dość mię zastanowiło, jednak dla miłego spokoju zamilczałem, zwłaszcza, że ks. Kowalskiego widziałem wtedy drugi raz w życiu

Kolejnym powodem do zwady, było sprawozdanie Komisji Antropologicznej wydane przez Akademię Krakowską. I tu znów Wawrzenicki wyraża swoje oburzenie w odbieraniu mu jego bezcennych zasług.
Prof. Demetrykiewicz aż nadto dobrze wie, jakiej niezmiernej w a r t o ś c i przy poszukiwaniach archeologicznych jest takie znalezisko, jakiego w oczach jego dokonałem
W wspomnianym sprawozdaniu, Komisja pozwoliła sobie na stwierdzenie Również w pobliżu mogiły Wandy udało się o b u wspomnianym badaczom (W. Demetrykiewiczowi i M. Wawrzenieckiemu) odkryć ślady ceramiki przedhistorycznej
Wawrzeniecki odebrał to jako atak na swoją osobę i dał upust swoim emocjom: …mamy suchą zapiskę, bez ż a d n e g o  k o m e n t a r z a, mamy zupełne zbagatelizowanie, miast wskazania doniosłości m e g o  odkrycia, na które n a u k a  p o l s k a  w i e l e  l a t  c z e k a ł a.

Autor opisywanej tu broszurki, poczuł się do tego stopnia dotknięty tym co się stało, że postanowił działać a swoją walkę o dobre imię skrupulatnie opisał. wystosowałem 29 stycznia 1912 r. polecony list Nr. 269 do przewodniczącego Komis. Antropologicznej p. prof. Napoleona Cybulskiego wykazując mu punkt za punktem fałsze, w sprawozdaniach Komisji drukowane

I dale komentarz Wawrzynieckiego
Naturalnie, było to usiłowanie czysto teoretyczne, gdyż w Krakowie, świat uczony ma tylko jedną e t y k ę: e g o i z m u. Jest taktycznie tak ze sobą splątany, iż nigdy słuszności nie będzie tam miał człowiek do kliki nienależący, a którego stanowisko nie jest <groźne> dla powag krakowskich. Takich przemilczać i krzywdzić wedle etyki podwawelskiej, można bezkarnie

Odkrycia w Mogile były opisywane w ówczesnej prasie. Artykuły nie przypadły do gustu Wawrzynieckiemu. Kurier Warszawski napisał o nich w numerach 196 i 213 (rok 1913) zdaniem autora broszury z właściwą mu w rzeczach naukowych niedbałością, informuje ogół polski o odkryciu zabytków przedhistorycznych we wsi Mogiła pod Krakowem
Nie spodobała się również autorowi notatka zamieszczona w Tygodniku Ilustrowanym z 9 sierpnia 1913 roku. Powód niezadowolenia w obu wypadkach był ten sam. Pominięcie wkładu (zdaniem Wawrzynieckiego) kluczowego w owe odkrycia.
W dalszej części omawianego tu opracowania sprawa nieco się komplikuje. A dokładniej to komplikuje ją sam autor, który po krytyce artykułów prasowych z 1913 roku informuje czytelnika, iż poznawszy dokładnie sposób myślenie i metody profesora Demetrykiewicza w wchodzeniu z ludźmi, w <podgryzaniu> ich, o ile poczynali <urastać> wystosowałem 1 stycznia 1912 (Sic!) roku za Nr. 625 polecony list  do profesora N. Cybulskiego, przewodniczącego komisji antropologiczno-archelogiczno-etnograficznej Akad. Um. w Krakowie, kategorycznie żądając wykreślenia mię z liczby członków tejże komisji, gdyż z prof. Demetrykiewiczem pracować razem nie chcę jako człowiek honorowy i uczciwy

Jakim sposobem autor tak dokładnie przewidział rozwój wypadków? To na zawsze pozostanie jego tajemnicą. Wszak, odkryć dokonano w 1908 i 1911 roku, ale sprawa stała się głośna dopiero w połowie 1913.  Skąd zatem autor mógł wiedzieć o „metodach” profesora Demetrykiewicza w styczniu 1912 roku? Nieco światła na tę zawiłą sprawę rzuca cytowana przez Wawrzynieckiego korespondencja z profesorem lwowskiego uniwersytetu Karolem Hadaczkiem. Z treści listów, jakie opublikował Wawrzyniecki w swoim dziele, wynika, że prof. Hadaczek, również bardzo nieprzychylnie wyrażał się o krakowskim środowisku naukowym. Fragment korespondencji i opinia prof. Hadaczka: Ja osobiście kładę nacisk na większe wykopaliska, które przeważnie własnym kosztem prowadzę, gdyż komisja antropologiczna w Akadmeji (Krakowskiej) jest źle zorganizowana i dział wykopalisk zupełnie zaniedbuje, wskutek czego, chcąc śledzić nasze pomniki trzeba wyjeżdżać za granicę do Berlina i Petersburga.  
Zadowolony zapewne z treści korespondencji Wawrzyniecki podsumowuje ją takim zdaniem: Mamy tu więc potwierdzenie metod jakiemi operuje prof. Demetrykiewicz względem niegodnych sobie współzawodników na polu nauki.


Dalej następuje wyliczanka wspólnych wypraw Wawrzynieckigo z prof. Demetrykieiwczem, której lektura musi wywołać uśmiech na twarzy każdego czytelnika
Niekiedy musiałem jak na grodzisku w Tyńcu, wyprowadzić profesora, który zabłąkał się i szukał Krakowa od strony zachodniej lasu. Niekiedy sam obciążony musiałem dźwigać profesora, który ulegał zawrotom głowy (wycieczka do grodziska w Poznachowicach 623 m. n. p. m.) Koszty wycieczek pokrywała Akademja Umiejętności, a profesor może poświadczyć, żem jadł mało, a nic nie pił. (Bocheniec, grodzisko), nic cały dzień nie jadłem.
W roku 1907. Tyniec grodzisko, śród wichru i deszczu robiłem plan, musiałem wyprowadzić z lasu profesora D., gdyż się zabłąkał.
1911 rok Zwady pod Melsztynem, grodzisko, <Mieścisko>, plan i pomiar, kradną nam łopatkę i rozkład jazdy kolejowej… grodzisko Szczyrzecki,632 m. nad. p. morza, plany i pomiary. W powrocie w Wieliczce napada profesora zawrót głowy, muszę go podtrzymywać, dźwigając sam worki ze znaleziskami… Jaślany pod Tarnobrzegiem. Omal nie rozbijamy się z pociągiem kurjerskim na stacji Czarna, następnie koni nająć nie można, idziemy przeto do usypiska hausbergowego pieszo, robię plan i pomiar, powracamy pieszo do stacji.
Przygody z wspólnych wypraw to nie wszystkie żale wylewane pod adresem adwersarza.
Wiem od słuchaczów wykładów prof. D, iż okazuje moje prace, ale nigdy ani słówkiem nie wspomina, czyjemu współpracownictwu je zawdzięcza
Ostatnia strona broszury to wyniosłe podsumowanie pracy archeologa i patetyczny apel
Kto zna <pracę> archeologa na terenie, kto wie, jak zmordowany i stłuczony drogą musi rozwijać wielką umysłową przytomność i obserwację, by czegoś w terenie nie przeoczyć, odrysowywać plan i zrobić pomiary, często na spiekocie, wichrze lub deszczu, ten niech mi za złe nie bierze, że umiłowawszy tę ziemię ojczystą, która często była mi złą macochą, z pewnego rodzaju dumą publikuję, tę listę moich trudów, <cegiełek> dorzuconych do skarbnicy wiedzy ojczystej. Niech się nikt nie dziwi , iż niepoprawny marzyciel, oprzeć się nie mogę bólowi serdecznemu, jaki odczuwam, gdy aż do takich środków <koniecznej> samoobrony uciekać się muszę wobec <rodaków> i <uczonych>. Wierny dewizie mojej: <Walcz o prawdę aż do śmierci>, podejmuję druk tej notaty, aby się dewizie powyższej zadość stało.
Ufam i wierzę, iż w Ojczyźnie, mojej przyjdą takie czasy, że uczony jednoczyć będzie w sobie wysoką wiedzę z niepospolitym etycznym poziomem. Amen!

----------------------

 Hausberg – z języka niemieckiego. Znaczącą góra lub wzgórze w bezpośrednim sąsiedztwie wioski, miasteczka lub miasta, zwykle położonych na terytorium gminy, ale poza terenem zabudowanym. Oznacza coś w rodzaju „lokalnej góry” lub „lokalnej wzgórza” ściśle związanej z osadą przez jej ludność.

fot. Okładka książki (domena publiczna)

opracował: Dariusz Grochal

 

Pin It

Odwiedziło nas

DziśDziś55
WczorajWczoraj292
Ten TydzieńTen Tydzień1288
Ten MiesiącTen Miesiąc6270
W SUMIEW SUMIE1017108

REDAKCJA