Anonimowy Fanatyk, „Fanatycy”
Kilka lat temu, kiedy mój mąż był jeszcze moim chłopakiem, zamarzył mi się wyjazd. Owszem, nic nie odda atmosfery trybun w meczu u siebie, ale w końcu było mi mało. Chciałam czegoś nowego – poczuć, że jadę za drużyną kilkaset kilometrów, że jestem częścią tego wszystkiego, co jest określane mianem zorganizowanego dopingu. Obecny mąż zaprotestował wtedy dość mocno, okraszając swoje zdanie kilkoma historiami, które miały miejsce „na trasie”. Jak choćby ta, kiedy dwie dziewczyny zostały wysadzone z pociągu w szczerym polu, bo nie uznały za stosowne ustąpić miejsca siedzącego starszyźnie. Wtedy miałam mu to za złe, po lekturze „Fanatyków” wiem, że miał rację. Bo dla mnie futbol jest istotną częścią życia, uwalniającą emocje i przynoszącą oderwanie od spraw codziennych, ale na pewno nie jest to „futbol na śmierć i życie”.
Autorem książki jest anonimowy fanatyk jednego z czołowych polskich klubów. Jakiego? To właśnie Czytelnik stara się ustalić przez ponad trzysta stron publikacji opisującej ekscesy chłopaka, który swoje kibicowskie życie zaczynał w szalonych latach dziewięćdziesiątych, kiedy rodzime trybuny dalekie były od stanu, w którym można je nazwać bezpiecznymi. Oglądając filmiki z tamtych lat, można odnieść wrażenie, że obecne stadiony to oazy spokoju i miejsca przyjazne rodzinom z dziećmi. Kolejne rozdziały przynoszą historie z porządną dawką adrenaliny, ale momentami też przerażające.
> Add a comment >Prowse Amanda, „Świąteczne marzenie”
Święta, święta i po świętach, a u mnie ta magiczna aura wciąż trwa! Jak to robię? Niezmiennie od lat – książek o tematyce świątecznej nie czytam przed świętami ani w trakcie, ale właśnie wtedy, gdy ludzie powoli garną się do rozbierania choinek i powrotu do codziennych spraw. Właśnie wtedy sięgam po utwory pachnące świątecznymi wypiekami i rodzinną atmosferą. W tym roku padło na „Świąteczne marzenie” Amandy Prowse, czyli autorki już mi dobrze znanej.
Megan nie miała szczęśliwego dzieciństwa, bo też trudno tak nazwać nieustanne tułanie się po rodzinach zastępczych. Pamięta, że święta zawsze były dla niej źródłem stresu i smutku – chciała ten czas spędzać z własną matką, ale jednocześnie miała świadomość tego, że w domu rodzinnym nie zazna rodzinnego ciepła, nie poczuje zapachu przygotowywanych na tę okazję potraw, a pod choinką nie będzie prezentów. Marne szanse, że będzie chociaż choinka. Dlatego, kiedy sama zostaje matką, stara się, by jej synek czuł, że święta to wyjątkowy czas. Żeby doświadczał tego, o czym ona skrycie marzyła.
Traumatyczne przeżycia z dzieciństwa i zły przykład wyniesiony z domu zwykle przynoszą jeden z dwóch skrajnie różnych rezultatów – albo powielasz zachowania rodziców, albo pomny tego, co sam przeżyłeś, robisz dokładnie na odwrót, chcąc się odciąć od smutnych wspomnień. Megan się udało, wybrała drugą opcję i w tym wyborze wytrwała. Chociaż niejednokrotnie musiała wykonywać gest, który ujął mnie swoją prostotą i emocjonalnością zarazem, tj. przykładanie ręki do serca i szeptanie „ćśśś”.
> Add a comment >Garczyński Przemysław, „Kelner”
Po kryminały zaczęłam sięgać stosunkowo niedawno, wiedziona wieloma opiniami osób bliskich i tych nieznanych, że po prostu warto. Spróbowałam zatem, choć na razie sięgam jedynie po rodzimych twórców. I muszę przyznać, że czasem dobrze jest posłuchać sugestii innych, bo jak do tej pory nie zawiodłam się – wszystkie wybrane przeze mnie kryminały spełniły moje oczekiwania. Po części zapewne też dlatego, że tę grupę książek poddaję szczególnie dokładnej selekcji, wybierając jedynie to, co sądząc po opisie, nie ma prawa nie przypaść mi do gustu. Podobnie było z „Kelnerem” Przemysława Garczyńskiego.
Ci z Was, którzy czytają moje recenzje w miarę regularnie, wiedzą zapewne, że piłka nożna i rodzime podwórko zwane Ekstraklasą (z tym ekstra bywa niestety różnie) to jedno z moich głównych zainteresowań. Jak zatem miałam nie sięgnąć po książkę, która zapowiada się następująco: w Poznaniu ginie kibic Legii Warszawa. Nawet nie kibicując akurat żadnej z tych drużyn, od razu wiedziałam, że będzie ciekawie. I było, nawet bardzo. Jeśli nie przekonało Was to jedno, dla mnie wystarczające zdanie, czytajcie dalej. W Poznaniu ginie kibic Legii Warszawa, ale nie jest to bynajmniej śmierć, którą można określić mianem normalnej. Chyba nie podpada nawet pod zakwalifikowanie jako śmierć na tle porachunków kibicowskich. Bo jeśli otrzymujesz dwadzieścia dwa ciosy nożem (czy przypadkiem jest to, że Lech Poznań został założony w roku…1922?), a twoja twarz nie przypomina już twarzy człowieka, gdyż zetknęła się z jakąś żrącą substancją, to zaczynasz się zastanawiać, skąd niby kibic wrogiej drużyny miał akurat pod ręką coś, co wypala skórę niemal do kości.
> Add a comment >Faron Dariusz, „Grzegorz Tkaczyk. Niedokończona gra”
Aż chciałoby się krzyknąć: Kielce rządzą! Pochodzę z tamtych rejonów i choć los skierował moje kroki ku stadionowi przy ulicy Ściegiennego, to jak chyba większość ludzi ze świętokrzyskiego jestem dumna z hegemonii Vive w lidze i ich sukcesów na arenie międzynarodowej. Zresztą, dumę z faktu, że polski klub zwyciężył w Lidze Mistrzów, odczuwa chyba każdy z nas. Nieistotne nawet, czy ktoś interesuje się piłką ręczną, czy też nie.
Biografia Grzegorza Tkaczyka to takie must have każdego kibica, bez względu na to czy kibicuje Vive, czy komuś innemu. Ba, nawet mieszkańcy Płocka z przyjemnością zaczytają się w tej publikacji. Dlaczego? Bo przecież Tkaczyk to nie tylko Vive, to także reprezentacja i mnóstwo o niej historii, które pewnie nigdy miały nie ujrzeć światła dziennego. Na szczęście polscy szczypiorniści z trenerem Wentą na czele potrafili zawalczyć o swoje, czyli o normalność w świecie piłki ręcznej. Selekcjoner zatrudniony na umowę zlecenie? Łóżka o metr za krótkie podczas zgrupowań? Tak, to wszystko działo się w XXI wieku! Teraz trudno sobie wyobrazić, że srebrni (2007) i brązowi (2015) medaliści mistrzostw świata jeszcze kilka lat temu musieli walczyć o działające prysznice czy porządny sprzęt. O przekazaniu koszulek kibicom czy bliskim nie było nawet mowy.
> Add a comment >Czytaj więcej: Faron Dariusz, „Grzegorz Tkaczyk. Niedokończona...
Strona 4 z 4