Gdy nastał koniec naszej przygody w Moskwie przyszedł czas na Petersburg. Po całonocnej podróży pociągiem dotarliśmy na miejsce i od razu ruszyliśmy na nasz pierwszy przystanek jakim był krążownik Aurora symbol rewolucji październikowej aktualnie pełniący funkcje muzeum. Po prześledzeniu historii statku oraz po zobaczeniu jego wnętrzności opuściliśmy go  i pognaliśmy do twierdzy Pietropawłowskiej.

Sława tego lokalu dotarła do nas już dawno temu. To też, gdy tylko nadarzyła się okazja postanowiliśmy skosztować tej bocheńskiej legendy.

Po prawie 24-ro godzinnej podróży na pokładzie rosyjskich kolei  dotarliśmy do stolicy państwa - Moskwy. Jak na niedawną stolicę światowego komunizmu już na samym wstępie zostaliśmy przywitani przez sieć socrealistycznych dworców kolejowych których było aż 3 w tym samym miejscu. Pierwszym punktem naszej wycieczki był stały uczestnik wszelkiego rodzaju parad wojskowych - Plac Czerwony.

Czy można pochować kogoś, kto żyje? Okazuje się, że tak!

Na stronie internetowej Łazienek Królewskich, możemy przeczytać, że naukowcy z Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, przeprowadzają badania na wiewiórkach.

Dnia 03 sierpnia nasza ekipa przybyła do skąpanego w świetle słońca Wołgogradu, przez fanatyków II WŚ znanego też pod nazwą „Stalingrad”. W mieście jest wszystko czego fanatyk drugo wojennych realiów może zapragnąć: muzeum bitwy stalingradzkiej wraz z panoramą umiejscowioną zaraz przy sławnym magazynie zboża który stanowił jeden z ostatnich bastionów czerwonoarmistów, słynny elewator zbożowy który miał znaleźć na medalach niemieckich żołnierzy, kurhan Mamaja z wielką rzeźbą „Matka ojczyzna wzywa” a także kwatera sztabu 6 armii gen. Paulusa zamienioną w muzeum. Dla miłośników rosyjskiej kuchni mamy dobrą wiadomość gdyż całe miasto jest usiane w bardzo dobre restauracje gdzie można zjeść m.in. tradycyjne pielmieni.

Im dłużej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta – tą myśli dawno temu sformułował irlandzki pisarz George Bernard Shaw. Od dawna jest to też moje credo.