Polska - Sucha Beskidzka
Z okazji posiadania lekkiego fioła na punkcie wszelkiego przemieszczania się, dowiedziawszy się, że moja koleżanka nie ma jak dostać się do Suchej Beskidzkiej w celu zakupienia wymarzonych rolek, zaproponowałam tzw. podwózkę ku jej oraz mej uciesze.
Miasto przywitało nas mgłą, zimnem i deszczem, ale czegóż można się spodziewać o tej porze roku?
Sucha Beskidzka jest bardzo miłym, małym miasteczkiem, którego historia – jak wynika ze źródeł – sięga 1405 roku, kiedy to zaistniała jako osada, najpierw rolnicza, ok. 300 lat później targowa, w której bardzo dobrze rozwijał się i handel i rzemiosło. W XVII w. Sucha zyskała hutę szkła, kuźnię żelaza i miedzi, gorzelnię, browar, suszarnię chmielu oraz młyn wodny. W drugiej połowie XVIII w. historia Suchej i jej okolic ściśle wiąże się ściśle z Konfederacją Barską, gdyż wtedy właśnie na tych terenach miały miejsce walki konfederatów z wojskami rosyjskimi.
Polska - Melsztyn
Jadąc trasą Brzesko-Zakliczyn warto na moment zatrzymać się w Melsztynie - wsi zlokalizowanej w obrębie gminy Zakliczyn (województwo małopolskie). Na wzgórzu rozpościerającym się nad wsią można zobaczyć ruiny zamku. Widoczny, choć trudny do odnalezienia, ponieważ trzeba odbić z głównej drogi. Po zjeździe z niej próźno szukać parkingu - trzeba zatrzymać się na wąskiej dróżce. Ten "dyskomfort" rekompensują ujmujące widoki - m.in. na Dunajec oraz odległy o kilka kilometrów Zakliczyn. Wstęp darmowy.
Malta dla każdego
Pierwsza dekada października 2015. W Krakowie zimno jak w listopadzie. Wystarczyło 2 godz. 15 min. lotu, by cieszyć się słońcem , cudownym ciepłem powietrza i morza. Słowem zasłużone wakacje 2015 roku. Pięć dni pobytu taki dłuższy weekend, świetny na oderwanie się od codzienności, trochę krótki na zwiedzanie. Korzystając z komunikacji autobusowej, która jest tania i niezawodna, zwiedziliśmy północną część wyspy, ze stolicą Valetta włącznie. W piętrowych, odkrytym autobusie można było korzystać z bezpłatnie z przewodnika w języku polskim (słuchawki), szkoda tylko, że nie zawsze informacje pokrywały z rzeczywiście mijanymi miejscami.
Polska - Giżycko

Samo miasto – mimo dość bogatej historii – nie stanowi wg mnie szczególnej atrakcji turystycznej. Giżycko jako miasto w zapisach historcznych funkcjonuje od XVI w., lecz dzieje osadnictwa na przesmyku dwóch jezior: Niegocina i Kisajna sięgają o wiele wcześniejszych czasów, czyli ok. II w. n.e.
Bez wątpienia miasto stało się centrum turystyki żeglarskiej, o czym można się przekonać, spacerując brzegiem Niegocina i obserwując infrastrukturę typową dla portu jachtowego. Wśród obiektów wartych polecenia jest kościół ewangelicki z 1827 r., cerkiew prawosławna z końca XIX w., zaadaptowany na hotel zamek krzyżacki oraz wieża ciśnień z przełomu XIX i XX w., z której można podziwiać panoramę miasta. 0 Comments
Polska - Galindia
Nieopodal Kadzidłowa, na terenie miejscowości Bartlewo, nad jeziorem Bełdany, możemy odwiedzić najoryginalniejszy mazurski pensjonat – Galindię, zwaną też „mazurskim Edenem”. Inspiracją do jego otwarcia było żyjące między V w.p.n.e. a XIII w.n.e. na terenie Mazur plemię Galindów oraz kraina przez nie zamieszkiwana, zwana również Galindią. Pensjonat położony jest w Puszczy Piskiej, droga do niego wiedzie przez las, z drogi głównej skręcamy na Iznotę.
Osoba niewtajemniczona i zawieziona „niespodziankowo” do Galindii, na widok wyglądających nieco jak nasi praprzodkowie z jaskiń ludzi, odzianych w skóry z dzikiego zwierza, dzierżących w garści włócznie, może się w pierwszej chwili przestraszyć. Gdy rzeczony dzikus poprosi o uiszczenie opłaty parkingowej, wiemy że nie przenieśliśmy się jakimś cudem w czasie do epoki prehistorycznej… Drewniany szlaban się podnosi i wjeżdżamy na teren „Mazurskiego Edenu”, gdzie możemy przenocować w surowo acz schludnie, na galindzką modłę urządzonych w drewnie i skórach pokojach, posilić się w restauracji lub zejść do podziemnego baru stylizowanego na grotę wykutą w skale.
Polska - Kłomino
O Kłominie pierwszy raz usłyszałam jako o mieście duchów. Od razu wyobraziłam sobie opuszczone miasteczko rodem z westernu lub horroru, z powybijanymi, „świecącymi” ciemnością i resztkami firanek oknami, tumanami pyłu z piaskiem i potarganym papierem, niesionym przez wiatr, gwiżdżący w pustych pomieszczeniach – sceneria wzięta z opuszczonych przez Niemców miastach na Ziemiach Odzyskanych, takich jak na początku filmu „Sami swoi”.
W mojej głowie włączył się tryb szwędacza-zwiedzacza-odkrywcy, a ponieważ byliśmy akurat pod Koszalinem, Kłomino było mniej więcej (do takiego wniosku doszliśmy ze współtowarzyszami podróży) na trasie drogi powrotnej do Krakowa, więc szkoda byłoby o nie nie zahaczyć. Klamka zapadła. Jedziemy. Nawigacja ustawiona na Kłomino, lecz za niedługo okazuje się, że nie działa i jesteśmy zdani na „Atlas samochodowy Polski” z 1999 r. oraz informacje drogowe, które niestety są mocno ograniczone (później pojawiły się strzałki ułatwiające dojazd). Najpierw trafiamy na dość duży budynek ośrodka zdrowia, oddalony od Kłomina o parę kilometrów.