PPMiD: Częstochowa-Kluczbork-Koniecpol
Typowo polska kuchnia, posiłki serwowane niemal w tempie baru mlecznego, choć jakościowo znacznie lepsze (nie mam nic do barów mlecznych, bardzo je lubię, ale wiadomo, że jest to zawsze opcja niskobudżetowa). Tu było znacznie wykwintniej i zaskakująco tanio, jak na jakość i szybkość. Lokal zdecydowanie wart polecenia.
Hasta el Final!
Dokonało się… Real Madryt został pierwszym uczestnikiem tegorocznego finału Ligi Mistrzów w Kijowie. Wprawdzie wczorajszy mecz zakończył się remisem 2:2, ale zaliczka z pierwszego meczu dała Królewskim awans do upragnionego finału.
Mecz zaczął się bardzo intensywnie. Goście z Bawarii atakowali szaleńczo i już w 3 minucie zdobyli bramkę dającą im nadzieję na wyeliminowanie Galacticos. Na szczęście już w 11 minucie po dośrodkowaniu Marcelo idealnie ustawił się, dość mocno krytykowany w tym sezonie, Karim Benzema i wpakował piłkę praktycznie do pustej bramki. Terminowy czas pierwszej połowy minął w mgnieniu oka. W doliczonym czasie gry pierwszej części spotkania piłka uderzyła w rękę Marcelo i to była jedyna na tamten moment kontrowersyjna sytuacja, gdyż sędzia nie podyktował rzutu karnego.
Druga połowa zaczęła się szczęśliwie dla gospodarzy. Ogromny błąd popełnił bramkarz Bawarczyków. Do tej pory trudno zrozumieć czy Sven Ulreich chciał piłkę złapać, a w ostatniej chwili zorientował się, że nie może bo to podanie od zawodnika jego drużyny? Czy może od początku chciał piłkę wykopać, ale stracił równowagę? Niezwykle trudno jest to ocenić. Faktem jest jednak, że po raz drugi w tym meczu, Karim Benzema znalazł się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu i po raz drugi zdobył bramkę dla swojej drużyny. W 63 minucie Keylora Navasa pokonał James. Do przejścia z piekła do nieba Bawarczyków dzielił tylko jeden gol, którego jednak nie udało się zdobyć.
> Add a comment >Monachijski czyściec
„Kopanina” napisał po pierwszej połowie wczorajszego meczu do mnie znajomy i zajął się jak mniemam „ciekawszymi” rzeczami niż oglądanie półfinałowego meczu Ligii Mistrzów. Cóż, jego strata…
Wprawdzie początek pierwszej połowy był niespokojny, urywany, ale zacięty i przetrzymanie tego czasu gwarantowało całkiem sporo emocji. Zawodnicy obu klubów próbowali zdobyć trochę przestrzeni na boisku i „ustawić mecz pod siebie”. Niefortunnie rozpoczął się mecz dla gospodarzy, gdyż już w pierwszych minutach, ze względu na kontuzję, za burtę wypadł Robben, a niedługą chwilę po nim taki sam los spotkał Boatenga. Bawarczycy stanęli przed bardzo trudnym zdaniem już na samym początku meczu. Musieli nie tylko szybko dostosować się do nowych warunków, ale również racjonalnie rozkładać swoje siły, gdyż trenerowi Bayernu została możliwość wymiany już tylko jednego gracza. Mimo to, wyglądali bardzo dobrze na tle zawodników Realu, którzy w tej szarpanej grze często się gubili. Marcelo wyglądał jakby go podmienili w szatni, Isco nie mógł rozwinąć żagla, by wypłynąć na pełne morze. Po akcji ofensywnej Realu, wspomniany już Marcelo, nie zdążył wrócić w szeregi obronne, co wykorzystał Kimmich. Do końca wydawało się, że Bawarczyk będzie dośrodkowywał piłkę z lewej strony i tak też myślał bramkarz Królewskich wychylając się w nieodpowiednią stronę, gdyż zawodnik Bayernu uderzył bezpośrednio na bramkę i mimo, że piłka otarła się o rękawicę Keylora Navasa, ostatecznie wpadła do bramki (28’). Bawarczycy mieli kilka świetnych okazji, ale nie udało się im na nowo pokonać goalkeeper’a gości. Natomiast znacznie ożywiony Marcelo w 44 minucie uderzył z dystansu na bramkę gospodarzy i trafił idealnie przy słupku. „Gol do szatni” na pewno dodał Królewskim wiary w siebie, a przysporzył kłopotów Bawarczykom.
> Add a comment >Awans w cieniu tragedii
Aktorzy zeszłotygodniowego spektaklu pt. "CR7 i Galaktyczna spółka", podczas którego ręce same składały się do oklasków nawet najbardziej wybrednym odbiorcom, w czasie wczorajszego występu na "deskach własnego teatru" sprawiali wrażenie jakby zapomnieli swoich ról, które tak dobrze odgrywali w ostatnich tygodniach.
Po pierwszym meczu wydawać się mogło, że nic złego nie może spotkać Królewskich w rewanżu, zwłaszcza na swoim terenie. Nic bardziej mylnego. Królewscy nie wzięli lekcji z porażki w rozegranym dzień wcześniej meczu swoich „kolegów z sąsiedztwa”. Już w drugiej minucie po podaniu byłego zawodnika Realu – Samiego Khediry do siatki Galaktycznych trafił Mario Mandžukić. Ten gol wpłynął mentalnie na obie drużyny: dodał wiary i pewności graczom Juventusu, a zdezorganizował Real Madryt. Jeszcze w pierwszej połowie (37’) po raz drugi pokonał Keylora Navasa wspomniany wcześniej Mandžukić. Królewscy drżeli w swoich zasiekach, a gracze Juventusu nabierali rozpędu. Byli świetnie zorganizowani w obronie i mądrze grali w ataku.
> Add a comment >Przybysz z planety Madryt
„Idziecie po tytuł… Ciężko będzie zatrzymać Real…” – taką wiadomość dostałam od znajomego po wczorajszym pierwszym ćwierćfinałowym meczu Realu Madryt. Juventus podejmował na swoim stadionie obrońców tytułu Champions League z ubiegłego sezonu. Mecz rozpoczął się zaskakująco szybko zdobytą bramką przez gości z Madrytu. Już w trzeciej minucie Cristiano Ronaldo wpakował piłkę do bramki po świetnym podaniu Isco. Po pierwszym kwadransie meczu, początkowy zapał Królewskich mocno ostygł i kontrolę nad grą przejęli zawodnicy Juve. Królewscy mieli dużo szczęścia przy odważnych szarżach gospodarzy, którzy raz po raz atakowali bramkę Keylora Navasa. Wydawało się, że bramka dla gospodarzy wisi na włosku. Tak się jednak nie stało. Piłkarze z Madrytu też mieli swoje szanse. Uderzenie Kroosa, Ramosa czy Varane’a nie dało jednak gościom kolejnych bramek. Gwizdek sędziowski sygnalizujący koniec pierwszej połowy dał Zidanowi szansę na zmobilizowanie swoich podopiecznych, by wrócili mentalnie na boisko. Również Allegri mógł naładować swoich piłkarzy na drugą połowę starcia.
Początek drugiej połowy w istocie sygnalizowany był ostrymi starciami pomiędzy piłkarzami obu zespołów, co wprowadziło nerwowy moment meczu nie tylko dla zawodników ale i dla kibiców. Zawodnicy Starej Damy walczyli z dużą motywacją i zaangażowaniem. Z każdą minutą zostawiali na boisku nie tylko siły, ale i serce. Jednakże w 64’ zapadł wyrok. Niespodziewany. Niecodzienny. Zjawiskowy. Wyrok, który wydał fantastyczny Cristiano Ronaldo.
> Add a comment >Ekstremalne Niepołomice
Wczoraj w Niepołomicach odbyła się kolejna edycja Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Podobnie jak w innych miastach i rejonach Polski uczestnicy wyruszyli na szlak wieczorem. W ciszy nocy, w skupieniu myśli, w ciemności zapadającego w sen świata i w milczeniu ponieśli swoje krzyże w Drodze Krzyżowej innej niż wszystkie.
W Niepołomicach po raz kolejny trasa przebiegała głównie leśnymi ścieżkami Puszczy Niepołomickiej. Dla mnie była to druga taka nocna wędrówka. Już na pierwszym etapie napotkałam na trudności. Stacja III – Pierwszy Upadek, dla mnie oznaczała ból kolan, odnawiająca się co jakiś czas kontuzja przygnała myśli: „A może zrezygnować? To bez sensu”. Dyskomfort w kolanach powiększał się. Poszłam jednak dalej w mrok, który rozświetlały jedynie światła latarek. Czułam swoje własne ograniczenia w zetknięciu z trudami pieszej wędrówki.
> Add a comment >Błysk geniuszu w Parku Gwiazd
Kiedy wczorajszego wieczoru zobaczyłam skład Realu Madryt podany przez Zinedina Zidana nie ukrywałam swojego zaskoczenia. Z niepokojem spoglądałam na pierwsze minuty meczu, by z każdą chwilą nabierać większej pewności, że w tym szaleństwie jest metoda. W drużynie gospodarzy też nie obyło się bez zmian, w składzie nie mógł pojawić się jeden z najlepszych dryblerów na świecie – Neymar. Próbowali go jednak zastąpić koledzy z drużyny, a swoją szansę dostał, dobrze znany ekipie gości – były zawodnik Realu Madryt – Ángel Di María.
Początek meczu nie należał do łatwych. Mimo, że na bezpośrednie zagrożenie bramki Keylora Navasa trzeba było poczekać, to jednak trudno mówić o spokoju w szeregach gości, zwłaszcza w środku pola. W świetnej dyspozycji byli jednak środkowi obrońcy Realu, którzy skutecznie uniemożliwiali ataki Paryżan. Edison Cavani czy Kylian Mbappe nie mieli łatwego zadania, również Ángel Di María miał trudności, by przedostać się z piłką przez zasieki obronne Realu Madryt. Pomimo niewielu akcji ofensywnych zarówno ze strony drużyny gospodarzy jak i gości pierwsza połowa była bardzo wymagająca. Mecz rozgrywał się na poziomie emocji, a kluczem do osiągnięcia stabilizacji było zachowanie zimnej krwi. Obie drużyny wykazywały się świetnym przygotowaniem taktycznym. Skracanie pola gry, umiejętne przerzuty piłek na dalekie odległości, wysoki pressing i szacunek do umiejętności rywala, sprawiały, że każdy kibic czuł o jaką stawkę idzie gra i nikogo nie dziwił fakt, że na przerwę obie drużyny schodziły przy stanie 0:0. Niemniej jednak obie głodne goli.
> Add a comment >